Nie wiadomo kto wpadł na pomysł dodawania eteru do wódki. Autorzy podobnych wynalazków zazwyczaj pozostawali w ukryciu, co raczej nie zaskakuje. Być może cieszyli się lokalną, zasłużoną chwałą pośród innych pozostających w ukryciu. Efekt zmieszania wódki z eterem dał wspaniałe rezultaty. Jeden kieliszek był w stanie upodlić normalnego, zdrowego człowieka, po trzech kieliszkach najtwardsi padali bez czucia, a większa dawka powodowała zgon. I nie wybuchła wokół tego żadna afera, nie ścigano zaangażowanych w sprawę, zdrowie pijących też nikogo nie interesowało przez bardzo długi czas. Ale problemów nie można ignorować bez końca.
Karnet na wariactwo
Około roku 1765, młody stolarz zatrudnił się przy budowie domu, przeznaczonego dla obłąkanego syna swego arystokratycznego sąsiada, czasem, na ile się dało, obłąkanych odseparowywano od społeczeństwa. W średniowieczu, pośród biedniejszej ludności, powszechną praktyką było oddawanie obłąkanych pierwszej lepszej grupie wędrownych kupców, z poleceniem dostarczenia ich do losowo wybranego przez zleceniodawcę miejsca. Kupcy natomiast pozbywali się ich gdzieś po drodze, przy byle okazji, zostawiając tychże samym sobie. To tańsze, mniej uciążliwe rozwiązanie, niż oddawanie nieszczęsnych pod opiekę klasztorów. Europę przemierzali samotni, wędrowni szaleńcy.
Niech żyje Francya i kartofle smażone – tatuaże z XIX wieku
Objętość mózgowia XIX wiecznej prostytutki jest mniejsza niż chłopki, skośnogłowość lub asymetria są dosyć częstymi cechami zbrodniarzy. Obłęd moralny nie jest wcale niczym wyjątkowym, jego zaczątki występują powszechnie we wczesnych latach życia ludzkiego, jednym z przejawów zwichrowanej moralności są bez wątpienia tatuaże, rozpowszechnione pośród niższych warstw społecznych. Tatuowali się wieśniacy, marynarze, robotnicy, pasterze, żołnierze i oczywiście najróżniejsi przestępcy, ale też, “do 1688 roku, jak pisze Thevenot, istniał zwyczaj, że chrześcijanie którzy pielgrzymowali do Betleem, kazali tatuować się w świątyni.”