Rezerwat Szatana – ostoja złej fauny

 

Nasze, polskie diabły i szatany, w naszych polskich przypowiastkach,  są często bezbrzeżnie głupie. Są to istoty z bardzo poważnym niedostatkiem intelektu i bezspornie powinny były zostać objęte jakąś formą pomocy socjalnej. Tak się niestety nie stało w dawnych czasach i może dlatego trochę o nich przycichło – nie wytrzymały próby czasu. Sam szatan we własnej osobie też wymaga współczucia, bardziej niż napiętnowania.

Universitätsbibliothek Kiel. Nürnberger Schembart-Buch, f.247. XVII wiek

Sługa mocy piekielnych

Wizerunek Beelzebuba, z którym się niedawno zetknąłem (niestety gdzieś przepadł), każe sądzić że prześladowano go głównie z powodu wyglądu. Nie dajmy się jednak zwieść, jego pomocnicy wyglądają na o wiele bardziej niedorozwiniętych i dotkniętych większymi ułomnościami, a jak przypuszczam, swoje nadprzyrodzone moce spożytkowują raczej na pokonanie kłopotów związanych z przemieszczaniem się i codzienną egzystencją, niż na podstępne psikusy. Przy zasadniczym deficycie umysłowym, o czym świadczą chrześcijańskie legendy, nie starcza sił na opracowanie zaawansowanych technik kuszenia, zamiast tego trzeba borykać się z problemem przystosowania do środowiska głównie przyrodniczego, co jednak jest permanentnie pomijane w relacjach ze spotkań.

Czytaj dalej

Królikorództwo

We wrześniu 1726 roku do króla Jerzego I Hanowerskiego dotarła frapująca widomość, że oto jedna z jego poddanych urodziła królika. A potem następnego.

Jerzy miał wystrczająco dużo własnych zmartwień i raczej nie poświęcił temu fenomenowi zbyt wiele czasu (choć osobiście oddelegował odpowiednich ludzi do zajęcia się sprawą). Dwa miesiące później miała umrzeć więziona od ponad 30 lat była żona, a jego syn, z którym był w przewlekłym konflikcie, szydził z papy przy każdej możliwej okazji, urządzał gorszące widowiska i czynnie wspierał wszystkich możliwych wrogów ojca.

Sam Jerzy zapoczątkował dynastię hanowerską na dworze brytyjskim, „której członkowie okazali się najbardziej rozwiązłymi z brytyjskich monarchów” i pewnie poświęcimy im nieco uwagi później.

Czytaj dalej

Nie strzelaj, bo ja nie student

Jacques de Vitry (1160 – 1240), znany kronikarz, organizator V wyprawy krzyżowej, zwrócił uwagę, że miejsca gdzie studiowano i gdzie oddawano się najgorszej rozpuście podejrzanie często ze sobą sąsiadują, a kolegia paryskie stały się “jaskiniami zbójców” (spelunca latronum)

Średniowieczny uniwersytet był miejscem bardzo niebezpiecznym. Częściowo wyjęty spod prawa powszechnego miał prawa własne, jak i własne władze. Student to naturalny wróg publiczny reszty miasta i siebie samego. Niecne zabawy, awantury, hulanki, bijatyki i pijaństwo były na porządku dziennym pośród żakostwa całej europy w skali dziś nie spotykanej. Bywało, że jak w Bolonii istniały równolegle dwa uniwersytety (universitas citramontanorum – z tej strony gór oraz universitas ultramontanorum – spoza gór) dla swoich i obcych, chyba po to żeby (literalnie rzecz biorąc) wzajemnie się nie pozabijali ze względu na pochodzenie.

Czytaj dalej