Home » Marginalia » Uwielbiam leżeć w towarzystwie – XVI-wieczna gospoda

Uwielbiam leżeć w towarzystwie – XVI-wieczna gospoda

Kiedy w połowie XVI wieku Philipp Hainhofer – kupiec i dyplomata, wdał się w rozmowę z polskimi posłami odnośnie interesujących go, jako człowieka podróżującego po Europie, szczegółów z życia i zwyczajów, wcale nie był zdziwiony i zaskoczony tym, że kiedy w gospodzie, w której się zatrzymali, nie było dostatecznie dużo miejsca na wystawny bankiet, kazali oni wyburzyć ścianę dzielącą ją od przyległego domu. Dzięki temu miejsca znacząco przybyło i zabawa się udała. Do kogo należał dom – tego nie wiemy, ani tego, czy jego właściciel brał udział w bankiecie. Tak daleko posunięta ingerencja nie była czymś nadzwyczajnym, jeżeli tylko goście mieli wystarczające zasoby finansowe dla jej przeprowadzenia. Dla królewicza Władysława Wazy książę w Modenie też wyburzył ścianę gospody, dzielącą ją od jego pałacu, by ten przez kilka dni pobytu nie musiał nadkładać drogi do stołu i by wszystkim było miło. Słudzy Mikołaja Radziwiłła wynajęli, przed przybyciem swego pana do Braniewa, całą gospodę pana Barszcza i nakazali jej gruntowną przebudowę. Pan Barszcz z pewnością był zadowolony, jako i pan Radziwiłł zapewne. Oczywiście na gości mniej zasobnych czekały zgoła inne sytuacje, związane z pobytami w gospodach.

J. Wachsmuth - połowa XVIII wieku

J. Wachsmuth – połowa XVIII wieku

Kontrasty między zwyczajami i standardami gospód w różnych częściach Europy są zrozumiałe, nierównomierny rozwój gospodarczy, różnice w mentalności i obyczajach mieszkańców, w diecie, w końcu umiejscowienie samego przybytku wpływały na ich niejednolity odbiór we wrażeniach ówczesnych turystów. Polskie austerie i zajazdy, o ile turysta z zagranicy w ogóle na jakiś trafił, niestety nie cieszyły się dobrą opinią, na tle innych państw wypadamy zdecydowanie słabo, chociaż na podły zajazd, bez pościeli, pożywienia i z paskudną obsługą można było trafić w każdym zakątku Europy. W Kastylii podróżny był zmuszony do wożenia ze sobą praktycznie wszystkiego – od pożywienia po pościel. Angielscy podróżni z wyższych sfer, niezależnie zresztą od standardów, zwykli wozić ze sobą pościel i materace z powodu wielkiej różnorodności typów łóżek i ich wyposażenia na kontynencie. Omijali w miarę możliwości gospody, gdzie podróżni tłoczyli się wraz z rodziną gospodarza w jednej izbie.

W pewnej relacji z roku 1623 czytamy o (zapowiedzianym wcześniej) pobycie grupy Anglików pewnej gospodzie w Hiszpanii: “pod koniec dnia przybyliśmy do z dawna wyglądanej gospody, na której wielkie wygody liczyliśmy, bowiem mulnicy mówili, że król Filip i Królowa spoczywali byli w domu, który nas czeka. Po przyjeździe zaprowadzono nas do tego domu, w którym był jeden długi pokój w takim stanie, że bez przerwy obawialiśmy się, że się na nas zawali. Nie było żadnych szyb w oknach (są to rzeczy tu nie znane), ale powietrza nie brakło, bo co stopę w tym królewskim pomieszczeniu były dziury (…). Gdyśmy byli gotowi zasiąść, nie mieliśmy ani stołu, ani stolika, ale po wielkich hałasach dostaliśmy kawał drewna, wokół którego stanęliśmy, dziękując Bogu za to, co mamy.”

gospoda

gospoda

W dolnych Niemczech natomiast powszechnym zwyczajem było przydzielanie na noc samotnemu podróżnemu towarzysza. Można było, po kolacji, zawrzeć mniej lub bardziej interesującą znajomość z przypadkowym współużytkownikiem łóżka. Zjawisko stało się na tyle znane, że poświęcano mu uwagę w popularnych “rozmówkach podróżnych”, mających (jak i dziś) przybliżyć turyście słownictwo i potrzebne w różnych sytuacjach zwyczajowe zwroty w obcym języku. W 11 wydaniu “The Compleat French-Master for Ladies and Gentelmen …” A.Boyera z roku 1733 natykamy się na taką oto typową wymianę zdań między turystami w gospodzie:

“- Czy leżymy razem?
– Uwielbiam leżeć osobno.
– Uwielbiam leżeć w towarzystwie [w wersji angielskiej obszerniej: uwielbiam mieć towarzysza w łóżku i leżeć we dwóch].
– Pan jesteś kiepskim towarzyszem w łóżku (mechant coucheur; ill bed-fellow).
– Nic pan nie robisz, tylko kopiesz.
- Ściągasz całą kołdrę.
– Całkiem nie mam kołdry.
– Pan masz moją poduszkę.
– Połóż pan głowę na podgłówku.”

Ogólnie powiedzieć można, że niemieckie gospody jednakowoż na ogół chwalono. Montaigne wspomina specjalne schody po których trzeba wchodzić do łóżka, schody do pokojów gościnnych wyłożone płótnem dla zachowania czystości, łaźnie parowe w których można wyczyścić ubranie. W łóżkach są dwie pierzyny, pomiędzy którymi się śpi, nawet pcheł nie ma zbyt wiele. Chociaż znanemu podróżnikowi Morysonowi zdarzało się, że “służba w zamian za napiwek przyniosła mu coś, co uważano za czyste prześcieradła, zaklinając się, że nikt na nich ostatnio nie spał poza dziewięćdziesięcioletnią staruszką.”

W kwestii higieny i zdrowia zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się spokojne trawienie, brudu nie wiązano z chorobami, a czystości ze zdrowiem, ogólnie przyjęte normy higieniczne nie istniały. Podróżny, po tym, jak zadbał odpowiednio o konie, zwyczajowo mył ręce, czasem twarz. Piechurzy moczyli nogi w wodzie z rumiankiem dla odprężenia. I tyle. To wszystko.

Trawienie za to jest tak ważne dla dawnych mieszkańców Europy, że niektóre z XVI-wiecznych poradników dla podróżnych zalecają wręcz kilkudniowe purgacje i przeczyszczania przed wyruszeniem w drogę, dla jej późniejszego dobrego przebiegu. W gospodach należało wystrzegać się ryb i potraw z miedzianych naczyń, do śniadań w podróży nie przywiązywano większej wagi; bywało, że jajko na miękko i szklanka wina wystarczały za cały poranny posiłek. Jak się zdaje jednak, zamożniejsi podróżni, którzy przemierzali Europę wyposażeni we własne łóżka, pościele, służbę i kucharzy mogli po zajęciu gospody nakazać swym ludziom przejęcie kuchni i z pełnym namaszczeniem oddać się później trawieniu jak należy.W pełni zgody z obowiązującym kanonem.

Angielska tawerna - początek XIX wieku

Angielska tawerna – początek XIX wieku

Naczynia i zastawa stołowa naturalnie różniły się bardzo, chociaż w biedniejszych gospodach królowało drewno (talerze i łyżki), a w tych nieco lepszych cyna. Pod koniec XVI wieku stopniową popularność zyskuje szkło i zastawa fajansowa, której wcześniej nie ceniono wysoko, przenikająca z Włoch wraz z dziwnym i zdumiewającym wynalazkiem – widelcem. Okazalsze gospody, których nie brakowało na przykład w Bazylei i Baden, oferowały u stołu znamienitszym gościom również srebro i złoto, a same rozmiary tych gospód mogą i dziś imponować. “W tej w której mieszkaliśmy [wspomina Montaigne], widziało się jednego dnia trzysta gąb do nakarmienia i dobre stosiedemdziesiąt łóżek. Jest tam siedemnaście pieców i jedenaście kuchen, a w gospodzie sąsiedniej pięćdziesiąt pokojów umeblowanych. Ściany gospód są całe obwieszone tarczami herbowymi szlachciców, którzy tu się byli zatrzymali.”

Temat wydalania oczywiście też musiał się pojawić w wspomnianych rozmówkach. Claude de Sainlines (rok 1608) raczy czytelnika dialogiem turysty z oberżystą:

“ – Poszedłbym spać. Chodźmy. Pokaż mi wychodek.
– On jest przy pańskim pokoju. Proszę powąchać.
– Och, jak śmierdzi, czujesz?
– Przewyższa lilie zapachem.
– Chodźmy stąd, paskudziarzu.”

Czasem jednak wystarczyć musiał nocnik, co wiązało się z różnymi niedogodnościami. Jeden z grupy Anglików, wspomnianych wcześniej, pisze o zwyczaju opróżniania “tych rzeczy” w Madrycie wprost na ulicę o godzinie 11 w nocy, “jest to zalecane przez lekarzy, bowiem powietrze jest tu tak delikatne, że taki sposób psucia złymi wyziewami utrzymuje je w równowadze. Fakt, nie znają tu zarazy!” Drugie opróżnianie odbywało się w ciągu dnia i odradzano podróżnym wychodzenie z gospody w tym czasie.

Gospoda dawała schronienie możliwość wieczornego spisania wrażeń z dotychczasowej podróży, te relacje zdobywały sobie rosnącą popularność, zapewniała umiarkowaną rozrywkę. Ale też bywało, że dogodne miejsce wymagało podstępu. Stanisław Leszczyński, kiedy znalazł gospodę zajętą przez saskiego grafa i jego ludzi, nakazał koniom podać jajecznicę na słoninie. Zadziwieni tym goście pobiegli wraz z grafem do stajni, by popatrzeć na niecodzienne zjawisko, a przyszły król polski w tym czasie zajął ich miejsca. Zajście skończyło się wspólnym piciem miodu…

 

Maciej Polak


Źródła:

  1. Antoni Mączak „Życie codzienne w podróżach po Europie w XVI i XVII wieku”
  2. Reprodukcje – wellcomeimages.org