Wojska Napoleona pokonały armię Suworowa w Szwajcarii w roku 1800. Car Paweł do tego stopnia podziwiał swego wroga, że publicznie pił za jego zdrowie i obwiesił swe apartamenty jego portretami. Napoleon wykorzystał sytuację do zbliżenia z Rosją, wskutek czego rezydujący w Mittawie Ludwik XVIII stał się osobą w Rosji niepożądaną i został zmuszony, wraz z całym dworem, do opuszczenia kraju w środku zimy. Wygnany, po naradzie z dworakami, udał się do pruskiej wtedy Warszawy.
Warszawa początku XIX wieku była miastem podupadłym. “Na ulicach sterczały gruzy dawnych dworków, a nawet kamienic i pałaców zrujnowanych w czasie walk Insurekcji Kościuszkowskiej i dotychczas nie odbudowanych.” Fala bankructw nie ominęła i wielkich banków, przybyło obdartych żebraków, dla których od stycznia 1801 roku wyjeżdżały na ulice wozy z gorącą darmową zupą, wiele domów stało opuszczonych. Obok tego kwitło życie towarzyskie tych, których los oszczędził. Zasadniczy jego ton wyznaczało stronnictwo “francuskie” i “patriotyczne”. Do Warszawy zjeżdżali emigranci francuscy z różnych warstw społecznych od wczesnych lat 90. XVIII stulecia. W innych krajach stopniowo odmawiano im gościny. Za ludźmi powiązanymi z dworem podążali “włóczykije bez godności, spekulanci, wydrwigrosze, nieraz też labusie podszywający się pod godność kapłańską”. Świetnie wpasowali się w urządzane z werwą hulanki i podnoszące się życie literackie, zyskujące na sile wobec niemożności otwartego uprawiania polityki. Pewien rozgłos zyskał kawaler de Coudene – “demagog, jakobin, intrygant na dworze własnego króla wygnańca (…) z pozoru patryota i liberalista, naprawdę zaś – człowik ladaco.” Tworzyły się zorganizowane grupki deprawatorów, utracjuszy i lekkoduchów.
“Najwyuzdańszym z emigracyi francuskiej okazał się Petitjean, gorszyciel młodzieży obojej płci, stręczyciel wszystkiego złego, intrygant, oszust i pleciuch. Ten, gdzie się tylko do domu wcisnął i zaufanie gospodarzy pozyskał, raił zaraz dzieci guwernerów lub guwernantki, które tuzinami w zapasie liczył, i odmawiając ich potem, handlował osobami dla widoków własnych. (…) Chciało [mu się] zawładnąć sumieniem dobrodusznych owieczek, którym nasyłał znanych sobie intrygantów, co metodycznie różnili żony z mężami, albo rodziców z dziećmi. Wspólnikami zręcznie kierowanych intryg byli: Frenon, 70-letnia bigotka, ex-aktorka, wdowa po zurnaliście francuskim, młoda, pokątna wietrznica, Maller i pan de Chanon, wykrętny do przebiegów planista. Trzy te indywidua, działając wspólnie, psuły serca pobożnych cór i matek w domach najzamożniejszych. Chanon dostarczał butelek i zgrywał w karty paniczów, zaś Maller ułatwiała tajemne schadzki.” (Kraushar 1899)
Ducha obowiązkowo chwalebnej przeszłości i tradycji podtrzymywały stare kobiety z dobrych domów. Jak Maryanna ze Świdnickich Lanckorońska kasztelanowa Połaniecka, “bogobojna i dobroczynna, opatrywała szpitale i klasztory i rozdawała jałmużny po mieście. życie jej domowe było, jak zegar, uregulowane. Od rana po wysłuchaniu mszy św., siadała przy krosnach i haftowała ornaty i różne ozdoby dla kościołów.” Oczywiście patriotyczne robótki ręczne i podniosłe haftowanie nie wszystkim przypadało do gustu. Nie wszyscy też czuli pociąg do zajmowania się nauką, edukacją społeczną i wysiłków reformatorskich.
Siedliskiem zdecydowanie nielubianego przez obóz patriotyczny życia światowego i egzotycznego stał się Pałac pod Blachą, gdzie młody książę Józef Poniatowski wraz ze swą hrabiną de Vauban krzewił “zamiłowanie do cudzoziemczyzny, do próżniaczego i bezmyślnego trybu życia, zarażając złym przykładem, tak zwaną złotą młodzież warszawską (…) i pozwalał pani de Vauban odgrywać rolę Egeryi, w owym światku, oddanym wyłącznie zabawom i uciechom zmysłowym.” Stał się Pałac pod Blachą miniaturowym Wersalem, gdzie kwitł hazard, toczono pojedynki, zakładano koterie. Złota młodzież przywdziała nawet własny strój odrębny: “zielony frak o żółtej podszewce i kołnierzu czarnym, złocone guziki z konikiem i podpisem “Jabłonna” u spodu, spodnie papuzie, kamizelkę paliową, pończochy po kolana, ze sprzążkami trzewiki.”
Przyjazd dworu królewskiego pociągnął a sobą dalszy napływ Francuzów. Na Krakowskim Przedmieściu otwarto teatr francuski w pałacu Radziwiłłowskim, “protektorka francuzczyzny” hrabina Teresa z Poniatowskich Tyszkiewiczowa “zorganizowała w pałacu Czartoryskich przy ulicy Miodowej teatr amatorski i (…) usiłowała odstręczać lepsze towarzystwo warszawskie od bywania na przedstawieniach polskich.” Józef Krasiński donosi w swych pamiętnikach iż teatr stał się miejscem oddawania się namiętnościom, a “odznaczały się w sztuce rozniecania namiętności i chuci panny: Pitiat, de Paix, de Peru, Bernard, panie St.Charles (przebiegła bardzo aktorka) i Foureze, żona dyrektora i wiele podobnych im kobiet.” Doszło do zaognienia wzajemnej niechęci między stronnictwem profrancuskim hrabiny de Vauban i Poniatowskiego a stronnictwem pronarodowym rodziny Sołtyków (opiekunów sceny polskiej Bogusławskiego) – tupano i gwizdano na spektaklach opozycji, dochodziło regularnych bijatyk w cukierniach i kawiarniach, bywało że i w teatrach. “Szaleńcy (…) nawet rzucali się na pojazdy na ulicach.” W awanturach tych brali udział również oficerowie pruscy, których ogólna niechęć do Polaków wzrosła po tym, jak podczas jakiejś teatralnej burdy jednemu z nich – kapitanowi Loga – niejaki Kozicki pałaszem odrąbał nos.
Rok 1806 był najbardziej burzliwym w starciach obu frakcji. Zaczęło się już w styczniu, od wrzucenia “czegoś niezmiernie śmierdzącego w piec teatralny” podczas występu francuskiej trupy, której przewodził pan Fouries Duclos. Jakiś czas później w Teatrze Narodowym, w trakcie spektaklu polskiego, w paradyzie eksplodowały rury, które ktoś wypełnił prochem i podpalił. Wybuchł pożar, jednak nikt na szczęście nie ucierpiał, a niedługo po tym doszło do wielkiej bijatyki w teatrze francuskim, podczas której ponoć pobito nawet hrabinę Teresę Tyszkiewiczową. Dzięki tym zatargom jednakowoż sztuka teatralna zyskała na rozgłosie i zaczęto o niej szerzej mówić w prasie. Trzeba to uznać za niewątpliwą zasługę zatargów, gdyż ówczesne gazety zajmowały się głównie polityką zagraniczną i drugorzędnymi błahostkami. Przyjazd i pobyt króla Francji na Krakowskim Przedmieściu zasługiwał na uwagę niewielką, albo żadną.
Ludwik XVIII zamieszkał wraz z 40-osobowym dworem na Krakowskim Przedmieściu w wynajętej dla niego kamienicy Wasilewskiego ( zburzona w roku 1865 w celu poszerzenia ulicy), która “stanowiła już w końcu XVIII wieku okazały gmach trzypięrowy, zwrócony frontem ku kolumnie Zygmunta i tworzący kraniec wązkiej uliczki”. W tejże kamienicy mieszkała księżna Sapieżyna, po niej wynajmował pokoje Hugo Kołłątaj, a Ignacy Krasicki organizował uczone wieczory czwartkowe. Szybko okazało się, że kamienica jest nieco za mała, szczególnie gdy do dworu dołączyli inni członkowie rodziny królewskiej; książęta d’Angouleme, de Berry, d’Enghien. Z kłopotu wybawiła gości siostra króla Stanisława hrabina Janowa Zamoyska. Ludwikowi dostał się pałac Kazanowskich, również na Krakowskim Przedmieściu (Nr.369), sąsiadujący z kamienicą.
Z raportów szpiega Bonapartego, Gallona Boyera, wiemy, że na początku XIX wieku wśród mieszkańców Warszawy wskutek agresywnej pruskiej polityki antypolskiej wzrastały sympatie prorosyjskie. Wiemy też, że Ludwik XVIII rzadko opuszczał swą siedzibę, czasem wychodził na miasto, “zawsze w warunkach najskromniejszych, bez ostentacyi i orszaku.” Większość jego dworu też pędziła żywot w murach pałacu, choć zdarzały się wyjątki – “Panowie Fleury i Damas (…) oddani są dniami i nocami zabawom i hulance”. Hrabia de Lille – król bez królestwa – błagał tymczasem z Krakowskiego Przedmieścia wszystkie jeszcze sprzyjające mu dwory o zapomogi pieniężne; z trudem utrzymywany splendor musiał bardzo męczyć hrabiego. Życzliwa Hiszpania wspomagała dwór dawnych wrogów kwotą 200 tysięcy franków rocznie, wydatki wynosiły 400 tysięcy. “Dworzanie pozostawieni własnemu losowi, dla zdobycia środków utrzymania, zaczęli się puszczać na spekulacyje podejrzane. (…) między innymi, młody książę de Fleury, ulubieniec króla, zadłużony po uszy, ucieka się do fałszowania weksli. “ Wysoko urodzona arystokracja francuska wałęsała się po warszawskich ulicach, sprzedając co się dało każdemu, kto chciał zapłacić.Wielkie damy udzielały lekcji i zakładały sklepiki z rękodziełem. “Napłynęło mnóstwo różnej hołoty, pod tytułem diuków, kontów, baronów, na ziemię naszą, takie mnóstwo, że nie było prawie domu, w którymbyś nie znalazł Francuza, to kapelana, to guwernera, to metra jakiego, to przyjaciela, doradcę, nie mówiąc już o sługach wszelkiego rodzaju.” Z niewielką przesadą mówiąc, można było sobie zafundować francuskiego arystokratę, z najlepszej rodziny o wiekowych tradycjach, do niańczenia dzieci.
W roku 1803 przybyła do Warszawy, po niefrasobliwym roztrwonieniu swej dwuletniej pensji, żona Ludwika XVIII. Nie czuła się dobrze w zbyt dla niej małym pałacu. Nie powiodły się jej próby zjednania sobie mieszkańców Warszawy – podczas jej wizyty w polskim teatrze orkiestra zagrała Marsyliankę, a prorewolucyjna publiczność warszawska powstała i przyłączyła się do chóru, co mocno wzburzyło hrabinę de Lille.
Około roku 1804 sytuacja wygnanego króla uległa pogorszeniu wskutek krótkotrwałego zbliżenia dworu pruskiego i rządu Napoleona. Za pośrednictwem Prus Napoleon ofiarował Ludwikowi królestwa włoskie i koronę polską w zamian za zrzeczenie się pretensji do tronu francuskiego, na co ten nie przystał. Ostatecznie, rozżalony, opuścił Warszawę 25 lipca, po nieudanym zamachu trucicielskim na swoje życie i nie czekając, aż zostanie oficjalnie wydalony przez pruskie władze. Dwa miesiące wcześniej (18 maja), senat ogłosił Napoleona cesarzem, cztery miesiące wcześniej (20 marca), po parodii procesu, na zlecenie Napoleona, zamordowany został Ludwik Antoni Henryk de Bourbon książę Enghien (dół na zwłoki w fosie zamku Vincennes wykopano przed “procesem”), co nie wywołało większych reperkusji w Europie.
W wydanych w 1866 roku “Pamiętnikach” Wincenty Pol wspominając tamte czasy i emigrację francuską narzekał:
“Wpływ jej jak mówiłem, był bardzo nieszczęśliwy na obyczaje, które w tym czasie dochodzą do najwyższego zepsucia. Jest to czas rozwodów stadeł małżeńskich, pojedynków, podróży bez celu, ruiny fortun i salonowego ogłupenia, a przypada pod koniec XVIII wieku i na początek XIX, mianowicie od roku 1795 do 1806. Pokolenie, które w tym czasie w świat wyszło, zmarnowało się i patrzyliśmy jeszcze w młodości naszej na tych czczych i nędznych ludzi, którzy z tej edukacyi wyszli i na tych mentorów. którzy się już do grobu chylili.”
Maciej Polak
Źródła:
- Alexander Kraushar ”Bourboni na wygnaniu w Mitawie i Warszawie.
Szkic historyczny (1798-1805)” Warszawa 1899 - Karolina Beylin “Pietnaście lat Warszawy (1800-1815” Warszawa 1976