Home » Marginalia » Obyczaje miłosne czasów Ancien Regime’u

Obyczaje miłosne czasów Ancien Regime’u

1 sierpnia 1798 admirał Nelson położył kres afrykańskim zapędom Napoleona, miażdżąc francuską flotę u wybrzeży Egiptu. Kiedy dwa miesiące później brytyjska flota powróciła do Anglii, admirała witano ze zrozumiałą euforią. Lady Emma Hamilton (1765-1815) zapragnęła mieć w nim swego kochanka. Niewiele brakowało, by starannie zaplanowana, efektowna scena skoku i omdlenia w ramionach nieustraszonego pogromcy Francuzów w ogóle nie miała miejsca. Emma do ostatniej chwili ćwiczyła gesty i upadki w małej szalupie wiozącej ją na pokład okrętu „Vanguard”, która cudem tylko się nie wywróciła. Inscenizacja przebiegła wyśmienicie, „wszelkie pozory królowej z tragedii” zostały stosownie odegrane, a admirał Nelson niebawem zasmakował wdzięków Emmy.


Ciekawe jest to, że w przytoczonej anegdotce udanego podrywu dokonuje kobieta. Teatralizacja minionego Ancien Regime’u przygotowała grunt pod romantyczne pozy. Nadchodzący XIX wiek, pełen zarówno hipokryzji, jak i przykładów rosnącego uwrażliwienia na los bliźniego, często wykazywał zaskakujący brak zrozumienia dla obyczajowości poprzednich wieków, przykrawając ją pismami krytykantów do swoich ciasnych, mieszczańskich norm. Szczególnie zaś godne potępienia były kobiety, które wymknęły się spod kontroli, a od początku XVIII wieku kobiety nierzadko wysuwają się na pierwszy plan. Książę Joseph de Ligne (1735–1814), o romans z którym zabiegały panny z opery, nie pominął okazji, choć na sam romans nie przystał. Jak sam powiedział – „choć tego nie lubię, uważałem, że są to jedyne okoliczności, w których wolno być raczej hultajem niż dudkiem” J. Virey tak pisał o czasach Regencji (1715-1723):

Kiedy łatwość używania rozkoszy zniżyła miłość do prostéj funkcyi fizycznéj, już nikt nie umiał pojmować godności jéj uczuć, godności tak dobrze łączyć się mogącéj z dobrym smakiem. Kobiéty, utraciwszy swoje panowanie, stały się mężczyznami, przybrały ich obyczaje, ton i wiedzę, porzuciły błahe przesądy swéj płci, i chciały używać choćby z utratą dobrego imienia. Nic się im nie zdawało zbyt śmiałém, albowiem raz wyszedłszy z granic uczciwości, kobiéty nie znają już potem hamulca dla rozpusty i pochwalają wszystko, wyjąwszy chyba to czego się wyrzekły1

I dalej, o czasach Ludwika XVI, niemal 70 lat późniejszych:

Wyuzdana swawola przywłaszczyła sobie imię wolności; niewinność i ścisłość zasad uważano za brak umiejętności życia.2

Wspaniała to rekomendacja i zachęta do unurzania się w temacie. „Kto nie żył około roku 1780, nie wie, co znaczą przyjemności życia”, oznajmił podobno Maurice de Talleyrand-Périgord, były biskup Autun. W reakcji na surowość reformacji, od połowy XVII wieku następuje stopniowe rozluźnianie krępujących obyczajów, a szczyt swobody przypada na wiek XVIII.

Rozkwit galanterii

L’Astrée” autorstwa Honoré’a d’Urfé (1567-1625), powieść-rzeka wydawana w częściach między rokiem 1607 a 1627. Przedstawia dzieje i wizje idealnej miłości.

W romansie tym występowało ni mniej ni więcej jak 100 bohaterów i bohaterek, a każda bohaterka i każdy bohater był stosownie do pojęć tego czasu szczytem sielankowości i sentymentalizmu. D’Urfé otrzymał list podpisany przez 29 książąt i księżniczek oraz 19 szlachciców, którzy urzeczeni pięknem dzieła, „biorąc pochop z jego utworu urządzili u siebie takież same sielankowe i sentymentalne zgromadzenia (…) i zgromadzenia te nazwano Academie des vrais amants. Każda z pań i każdy z panów podpisanych na liście obrał sobie w tym celi imię jakiegoś bohatera z Astrei, i wszystkie też imiona były porozdzielane, tylko bohatera romansu, Seladona, nikt się przyjąć nie czuł godnym3.

Zabawa w miłość nabrała nowych barw. Również z fascynacji tą powieścią narodził się jeden z najbardziej wpływowych i najświetniejszych salonów francuskich – Hotel de Rambouillet (Istniejący w latach 1620-1648), który wywarł wielki wpływ na obyczaje, kształtowanie smaku literackiego i pojmowanie wytworności. W nim „talent i szlachetne wykształcenie znosi wszelkie różnice urodzenia i społecznego stanowiska„, czego przykładem był syn ubogiego kramarza, ulubieniec salonu – poeta Voiture. Bywalczyni Hotelu de Rambouillet – Madeleine de Scudéry (1607-1701), autorka wziętych romansów, rozmiłowana w konwersacjach toczonych w znamienitym towarzystwie tak nam je odmalowuje:

Konwersacja obracać się winna około rzeczy zwykłych a nie zawsze traktować wielkie przedmioty (…) sekret jej polega na tem, aby mówić szlachetnie o rzeczach poziomych, z prostotą o rzeczach podniosłych, a z elegancją o rzeczach galanterji, zawsze jednak bez gwałtowniości i affektacji” 4

Konwersacja winna tak przebiegać, by każdy mógł dodać coś od siebie, nie powinna przeradzać się w męczącą dysputę, niedopuszczalne są rozwlekłe wywody, w cenie jest precyzja wypowiedzi. Wedle słów Jeana de La Bruyere (1645-1696) -

treść konwersacyjnej grzeczności polega na sztuce takich manier i takich słów, aby inni byli zadowoleni i z nas i z siebie samych”. 5

Salony rozkwitały, powstawały nowe, rozprawiano o sztuce, literaturze, miłości, dyktowano wymogi dobrego smaku. Szlachcic pozbawiony znaczenia politycznego przywdziewa jedwabie i światowo gnuśnieje na poduszkach, sztuka życia towarzyskiego staje się główną treścią jego życia. Salon panny Scudery, powstały już po rozwiązaniu Hotelu, okazał się być jego nietwórczym naśladownictwem. Gościom z góry przydzielano role, „soboty” panny Scudery miały swego sekretarza – pana Pelissona zobowiązanego do prowadzenia protokołów rozmów; wykwintna swoboda ustąpiła miejsca grotesce. Pretensjonalna sztywność formy mocno krępowała. Pewnego wieczoru „nie rozmawiano już wcale językiem ziemskim, ale językiem Bogów. Zaczęto do siebie mówić madrygałami.” Nieznośna wzniosłość i utrzymujące się uniesienie nie pozwalało na używanie prostych słów, lustro stało się „doradcą wdzięków”, a taniec „kreśleniem cyfr miłości”.

Instytucja „salonu” bynajmniej nie ucierpiała przez jego, okazjonalnie wyśmiewane, osobliwe egzaltacje. Jego historia będzie trwała jeszcze bardzo długo i barwnie, a charakter z czasem mocno się zmieni, nie ulega jednak wątpliwości, że jego centrum była kobieta. Niektórzy badacze , jak Sara F. Matthews-Grieco, upatrują zresztą jego początków bynajmniej nie w emfatycznych pragnieniach pięknoduchów, a w domach elitarnych kurtyzan poprzedniego stulecia.

Wytworni bałamuci, miłostki i konkury

Małżeństwa aranżowane przez rodziców za plecami młodych były zjawiskiem normalnym do końca XVII wieku. Ślub, poprzedzony drobiazgowymi pertraktacjami handlowymi, pozostawał czystą formalnością. Przyszli małżonkowie nie musieli się nawet widzieć, a chęć zobaczenia przyszłej żony przed ślubem mogła być odczytana jako obraźliwy brak zaufania. „Jestem oczywiście bardzo zadowolona, że pańscy rodzice i ja ustaliliśmy to małżeństwo bez pana – tak postępują ludzie rozsądni” – napisała w liście do swego przyszłego zięcia, pana de Touongeon, Joanna de Chantal. Nic dziwnego, że w epoce wzrastającego indywidualizmu małżeństwo szło swoją drogą, a miłość swoją. W przypadku małżeństw z miłości obowiązywały długotrwałe, publiczne rytuały godowe (pertraktacje naturalnie też). Z udziałem przedstawicieli obu stron, lobbujących na rzecz przyszłego partnera życiowego pośredników z zewnątrz bądź z rodzin fatyganta i oblubienicy oraz grona pasjonatów i smakoszy spektaklu, pośród starannie dobranych dekoracji.

W epoce wystudiowanych zabiegów, intryg i manierycznych konwersacji, zaloty i sztuka uwodzenia to bliscy znajomi. Korzystają z podobnych metod, chadzają tymi samymi drogami. Uwodzenie jest frywolną rozrywką, której cel leży często wyłącznie w niej samej, niekoniecznie potrzebuje spełnienia. Bywa, że i szczerą miłość należy ukryć pod maską obojętnego libertyńskiego flirtu, by nie narazić się na śmieszność i utratę reputacji. Mnożą się podręczniki, literatura dostarcza gotowych strategii (Laclos, La Bruyére), a i sami aktorzy dbają o reputację libertyna, oryginalność i niebanalny podstęp. W cenie są i powierzchowne miłostki. Gabriel de Mirabeau (1749-1791) dla zdobycia Julie Dauvers omamił ją wizją zasiadania u boku królowej w teatralnej loży, oferując dostęp do niej poprzez jej przyjaciółkę – księżną de Lamballe, za kochanka której się podał. Podrobił pismo księżnej i w liście wyznaczył spotkanie na balu. Księżną zagrała hrabina de Bussy, a królową wydelikacony i zniewieściały przyjaciel Gabriela – pan de la Tagnerette. Dosyć płynne i szerokie granice pobłażliwości w tym wypadku zostały przekroczone i cudem tylko nie wybuchł tak lubiany w XVIII wieku skandal.

Karety i powozy stały się doskonałym miejscem do folgowania namiętnościom. Szczelnie oddzielone od reszty świata miłosne azyle kursowały bezładnie po miastach, stangret „wiedział z doświadczenia, czy ma kłusować, czy wlec się ciemną stroną ulicy”. Ta mała przestrzeń mogła też przyspieszyć rozwój wypadków. W karecie właśnie Samuelowi Pepysowi (1633-1703) udaje się nakłonić Betty Mitchell, po wcześniejszych długich umizgach, by „gołą ręką przytrzymała jego rzecz”, co niebawem doprowadzi do ukoronowania starań. Casanova podczas pobytu w Londynie nieznanej, uprzejmej i urodziwej damie, która zgodziła się go podwieźć swym powozem po balu, dał „niedwuznaczny dowód zapału jaki w (nim) wzbudziła”. Bywało też, że karety „dawały czasem schronienie kilku parom oddającym się temu samemu zajęciu” (Catherine Aulnoy).

Nie tylko galanteria

Zamiłowanie do bałamucenia oczywiście nie musiało się łączyć z przesadną ogładą. Obok przejawów wybujałej elegancji znajdujemy i przejawy zabawnego prostactwa. Nie każdy znajduje w sobie tyle cierpliwości, by pisać pomapatyczne wyznania na cieniutkiej bibułce wkładanej do łodygi kwiatu dla oblubienicy, a odrobina zuchwałości może czasem dać lepsze rezultaty. Madame Roland (1754-1793) przytacza w pamiętnikach wspomnienia młodej Manon Philipon. Jej ojciec zatrudniał grawerów. Gdy kiedyś przypadkiem przyszła po coś do warsztatu jeden z nich złapał ją nagle. „Wziął moją rękę, jakby się bawiąc, i dotknął nią czegoś niezwykłego”. Dziewczyna wyrwała się z potrzasku uścisków, a wtedy grawer ukazał „przedmiot przerażenia”, kiedy jednak nadmiernie się strwożyła, grawer nie posunął się dalej. Jego zachowanie wcale nie należało do bardzo obcesowych, Popularnym gestem wobec kobiet nie będących przesadnie nieprzystępnymi było położenie dłoni na biodrach; brak wybuchowej reakcji oznaczał przyzwolenie. Réstif de La Bretonne (1734–1806), bardzo czuły na punkcie mnożenia swych podbojów, przyznaje, że nakierowany na łatwe zdobycze z czasem zatracił umiejętność wyszukanego flirtu. „Pannę Colombe wystarczyło objąć i pocałować, prawie się nie broniła i odniosłem zwycięstwo”, pannę Tonton zdobył pod żywopłotem, gdy uciekła przed jego dłońmi do ogrodu. Z drugiej strony wobec dam z salonu oczekujących stylowych umizgów odczuwa postępującą nieśmiałość.

Próg zgorszenia i niestosowności bywał daleko bardziej odległy niż dziś. Tallemant des Réaux (1619 – 1692) w „Historyjkach” spisywanych systematycznie od roku 1657 przedstawia obyczaje i dykteryjki dotyczące ludzi z towarzystwa. Przywołuje między wieloma innymi znanymi osobistościami barona de Moulin.

Pojechał kiedyś na Cours z maską na tyłku i miast twarzy zad swój pokazywał przez drzwiczki karety. Innym razem, ażeby pozbyć się niewiasty, która go napastowała o pieniądze, d..ę z łóżka wystawił, głowę wsadził między nogi i na słabe zdrowie się użalał głosem chorego człowieka; bździł równocześnie i pokasływał, aż kobietę litość wzięła: << Widzę – rzekła – żeście bardzo zasłabli: oddech, Panie, macie nieczysty>>6

W większości wielkich miast europejskich przez dziesięciolecia wydawano przewodniki po prostytutkach, pomimo tego, że prawo uznawało je za element mocno wywrotowy. Regularnie uaktualniane opisywały zalety i biegłości przedstawicielek tego zawodu, czasem zawierały i portrety. Atrakcja turystyczna jak każda inna, XVIII-wieczny Les Filles du Palais-Royal, podaje:

Zofia z siostrą, rue Basse-du-Rempart po to, by stworzyć nocą trio, wraz z kolacją ……… 200 liwrów.
Stainville, zwana marszałkową, rue Neuve-des-Bons-Enfants, wraz ze swymi pupilkami w liczbie sześciu……. 24 liwry
Luiza wraz z przyjaciółką, rue de Lancry, od sztuki Wiktoryna, Palais-Royal, szklaneczka ponczu i Cecylia Condonos, naprzeciwko Panteonu, osoba nieruchawa i słaba …..1 liwr 4 sole
Deverly, nieco zwiędła, lecz żwawa… 12 liwrów
Aspazja, silny temperament…..12 liwrów
Jakub, prowokująca postać, na zawołanie omdlewa z rozkoszy, rue de Sartine nr 4 …. 9 liwrów 7

Obyczajowo kłopotliwe praktyki i zachowania mało wytworne, oficjalnie potępiane, były względnie tolerowane, o ile nie rzucały się skandalicznie w oczy. W XVIII wieku powstają mniej lub bardziej zakamuflowane stowarzyszenia homoseksualistów – „trzeciej płci”. O ile dojrzali mężczyźni mogli się obawiać okazjonalnych nalotów na siedliska „ohydnych bezwstydników”, o tyle wobec młodzieńców i chłopców praktycznie nie podejmowano żadnych działań. Z pobłażliwością przyjmowano również przypadki zoofilii wśród dorastającej młodzieży i kontakty seksualne między kobietami. Rzecz nie do pojęcia dla nadchodzącego XIX wieku, który dostał prawdziwej histerii na punkcie wszystkiego, co związane z ciałem. Kobiecy homoseksualizm, przyrównywany do „igraszek”, czy namiastki „prawdziwego” obcowania nie znalazł nawet odbicia w powszechnym prawodawstwie, pomimo gromów tradycyjnego wroga cielesności – kościoła. Lesbijki, nazywane „pocieraczkami” czy „trybadami”, cieszyły się do końca XVIII wieku stosunkowo dużą swobodą.

Zmierzch społeczeństw absolutystyczno-dworskich wraz ze wzrastającą rolą mieszczaństwa przyspieszył przemiany w postrzeganiu moralności. Postępująca restrykcyjność zbiorowości wzmocniła wewnętrzne opory jednostek, by wkrótce to, co było na poły publiczne, odsunąć poza społeczny horyzont życia. Po XVIII wieku pozostała pozbawiona naturalnej swobody teatralizacja miłości, na gruncie ciągle obecnej tendencji do ograniczania i kontroli wzrosła też w siłę obłuda podwójnych standardów moralności.

 

Maciej Polak

 


Źródła:

  1. Władysław Łoziński „Salon i kobieta: (z estetyki i z dziejów życia towarzyskiego)” Lwów 1925
  2. Tadeusz Żeleński (tłum.) „Listy panny de de Lespinasse” Warszawa 1925
  3. „Historia Ciała” (pod red. G. Vigarello) Gdańsk 2015
  4. Jean Claude Bologne “Historia Uwodzenia” Warszawa 2012

Przypisy:

  1. Julien Joseph Virey „O kobiécie pod względem fizyjologicznym, moralnym i literackim” Warszawa 1857, str.251
  2. Tamże, str. 265
  3. Władysław Łoziński „Salon i kobieta: (z estetyki i z dziejów życia towarzyskiego)” Lwów 1925, str.58-59
  4. tamże, str 42
  5. tamże str.46
  6. Gédéon Tallemant des Réaux – „Historyjki” Wrocław 1991 str.157
  7. Guy Breton „Wiek Swawoli” Warszawa 1996, str. 233