Książę Hessen-Kassel w lutym 1777 roku podpisał z reprezentantem Anglii umowę na sprzedaż oddziałów strzelców. Żołnierzy przehandlowano jak mąkę, drewno albo inne dobro ruchome, niemieckich chłopów po prostu zarekwirowano rodzinom i po dostarczeniu do holenderskich portów ładowano żywy towar na transportowce. Był on Brytyjczykom bardzo potrzebny do uporania się z niepodległościową awanturą w Ameryce, która w październiku tegoż roku miała przybrać zdecydowanie niekorzystny dla nich obrót. Część towaru zbuntowała się i uciekła, ale większość trafiła za ocean, gdzie miała walczyć nie wiadomo po co i za co. Anonimowo wydawane broszury i pomniejsze pisemka jak „List hrabiego de Schaumberg do barona de Hohendorff, dowódcy oddziałów heskich w Ameryce„, z nieznaczną przesadą przedstawiały opinii publicznej charakter tego procederu.
„Jeden z pomniejszych książąt niemieckich przypomina dowódcy, że Anglia płaci mu trzydzieści gwinei za każdego zabitego żołnierza, i dodaje, że bardzo potrzebuje tych pieniędzy dla sprowadzenia w sezonie opery włoskiej.” 1
Takie traktowanie ludzi nie było w świadomości warstw wyższych niczym szczególnie złym ani moralnie niewłaściwym. Wojna dla znacznej części uprzywilejowanych to przede wszystkim świetny interes i sposób na życie w dostatku. Nic w tym niezwykłego, to trwały element obyczajowości i europejskiej kultury, dobrze wpisujący się w tradycje chrześcijańskie. Od wczesnej nowożytności po wiek XIX handel i wojna to pojęcia bliskoznaczne, a w XVII stuleciu handel dalekomorski wszystkich zaangażowanych w niego państw europejskich to czysta grabież (dokonywana na sobie wzajemnie i na „kontrahentach”), gwałt i rozbój. Gdy trzeba było przerwać uciążliwy pokój pomiędzy Anglią i Niderlandami i nie znaleziono do tego przekonującego powodu, George Monck – diuk Albemarle (1608-1670) miał powiedzieć: „A jakie znaczenie ma ten czy inny powód? Chcemy mieć po prostu więcej obrotów handlowych, niż obecnie mają Holendrzy” . Prawie sto lat później, w 1745 roku, zarysowywały się perspektywy zawarcia trwałego pokoju między Anglią a Holandią i Hiszpanią. Jeden z niechętnych temu wpływowych kupców angielskich skwitował to słowami dobrze obrazującymi nastawienie wielu innych:
„Jest bardziej w interesie obydwu królestw abyśmy byli z nimi w stanie wojny niż w stanie pokoju, gdyż wojnę prowadzi się wyłącznie na morzu (!) Nasz handel będzie w istocie rozkwitał lepiej w czasie trwałej, dobrze prowadzonej wojny morskiej niż w okresie pokoju, który zezwala na otwarte stosunki z tymi oboma narodami.”
Podczas wojny osiemdziesięcioletniej – pasma konfliktów między Hiszpanią i Niderlandami, skłócone państwa prowadziły ze sobą wyborne interesy. Hiszpanie potrzebowali drewna na okręty i innych materiałów koniecznych dla utrzymania floty chroniącej ich handel morski przed atakami Holendrów. Wszystkiego, co niezbędne, jak również usług przewoźniczych, dostarczały holenderskie Niderlandy właśnie. Z zarobionych na Hiszpanach pieniędzy Niderlandy finansowały swoje wojska walczące z Hiszpanią na lądzie. Obie strony były mocno niepocieszone zawarciem pokoju w roku 1648, niweczącym intratne przedsięwzięcia.
Gdzie jestem, jak się nazywam, która jest godzina?
Wspomniany książę Hessen-Kassel był spadkobiercą długiej tradycji porywania ludzi do służby w armii i flocie. W jego czasach praktyka ta z wolna zanikała, aczkolwiek w osiemnastowiecznej angielskiej flocie ponad połowa marynarzy pochodziła z łapanek. W portowych miastach działały wyspecjalizowane gangi porywaczy realizujące konkretne zamówienia. We Francji większą rolę (od śmierci kardynała de Richelieu w 1642 r.) odgrywali werbownicy, chociaż żołnierzem albo marynarzem można było zostać przez nieuwagę i nieostrożność.
Popularnym zabiegiem werbowników stało się upijanie do nieprzytomności upatrzonych kandydatów, których kac witał w wojsku. Pułk w armii francuskiej można było sobie kupić, pułkownik stawał się jego właścicielem, oczywiście formalnie podlegającym władzy wyższej, i do jego, a nie państwa, obowiązków należało dbanie o odpowiedni stan liczebny. Pomimo przewidzianych za to kar, codziennością było „podkupywanie” rekrutów pomiędzy pułkami, oszustwa i podstępy. Władza przymykała oko na najróżniejsze nadużycia. Dziewiątego stycznia 1711 roku, przeprowadzający inspekcję w Philippeville komisarz napisał do ministra wojny:
„Niejaki Saint-Louis, lat około dwudziestu trzech, dragon, który od dziesięciu miesięcy służy w kompanii Genestoux pułku dragonów z Rannes stacjonującym w tym mieście, przyszedł prosić o całkowite zwolnienie, by móc wyjechać do Meudon, gdyż nie jest ani chłopcem, ani mężczyzną, ale kobietą. Co okazało się prawdą.”
Nie był to odosobniony przypadek, w tym czasie w pułku burbońskim służyła jako prosty wojak Janina Bensa, uroczo obwołana „Żołnierzem Piękne Serduszko„, a w 1709 roku Teresa Gaume, z jakiegoś nieznanego bliżej powodu, zyskała sławę w pułku z Vaudemont.
Przemytnicy i buntownicy
Wzrastające zapotrzebowanie na podstawowe narzędzia prowadzenia wojen, jakim byli żołnierze, spowodowało, że pierwszoplanowa działalność werbowników stała się niewystarczająca. Wobec takiej sytuacji nie wahano się wcielać do wojska włóczęgów, rybaków, protestantów, galerników i siedzących w więzieniach dłużników. Jedna z tych grup cieszyła się wyjątkowym zainteresowaniem i wzbudzała największe kontrowersje.
Jednym z głównych źródeł dochodu Francji stał się w 1660 roku istniejący od dawna podatek solny – gabelle. Jean Baptiste Colbert (1619-1683) podzielił w 1680 roku kraj na sześć nierówno opodatkowanych regionów, z różnymi cenami soli. Dodatkowo do gabelle dołożono sel du devoir – obowiązek solny, w myśl którego „każda osoba powyżej ósmego roku życia musiała kupować siedem kilogramów soli rocznie po ustalonej przez rząd wysokiej cenie. Ilość ta znacznie przekraczała realne potrzeby, chyba że zużywano zakupiony produkt do konserwowania ryb, kiełbas, szynek i innych tego typu artykułów. Nie wolno było jednak wytwarzać solonych produktów, wykorzystując sel du devoir.” Nic więc dziwnego, że błyskawicznie pojawiły się rzesze przemytników (faux-sauniers), którzy stali się ludowymi bohaterami dzięki ich wojnie z gabelous - brutalnymi poborcami podatku solnego. Przy czym „za Ludwika XIV ciężar opodatkowania stawał się nie do zniesienia, aż całe wioski w Langwedocji zaprzestawały uprawy ziemi, ponieważ nie były w stanie zyskać tyle, by zapłacić poborcy podatkowemu.” Okresowo nachodziły kraj klęski głodu. Mordowano się wzajemnie bez litości, w całej Francji dochodziło do regularnych bitew, jak 8 września 1710 roku, kiedy to w lasach Awinionu wybuchł otwarty bunt po wymianie ognia między uzbrojonymi grupami gabelous a „oddziałem” pięćdzisięciu faux-sauniers. Jeszcze pod koniec XVIII wieku rocznie skazywano na śmierć lub więzienie około 3000 przemytników soli. Byli to ludzie obyci z bronią, niebezpieczeństwem i walką, niemal co dzień ryzykujący życiem w swej „pracy”. Złapani nie mieli wiele do stracenia; słowem dobry materiał dla wielu armijnych werbowników; wielu z nich stało się „wartościowymi” wojakami w służbie korony.
Kobiety na morzu
Równie niespodziewanie jak żołnierzem i marynarzem można było stać się korsarzem. Samo korsarstwo, jako w dużej mierze skutek doktryny merkantylizmu, jest zagadnieniem dobrze znanym. Morski bandytyzm uprawiano od zawsze, bywał, jak każde inne zajęcie zarobkowe, rodzinną tradycją, w której kobiety odnajdowały się dosyć dobrze. Grainne Burke (? – 1603) z irlandzkiegio klanu O’Malleyów dowodziła piracką flotą łupiącą kogo się dało w Kanale La Manche w XVI wieku. Grainne lubiła swoje zajęcie do tego stopnia, że jedno z jej dzieci przyszło na świat podczas bitwy, pod pokładem okrętu. Pani O’Malley, po uporaniu się z niedogodnością porodu w pracy, dziarsko powróciła na ogarnięty pożogą pokład. Podobną postacią była Mary Cabham, „która potrafiła łamać w rękach podkowy i trafiać z odległości 25 yardów w podrzuconego hiszpańskiego dublona„. O jej zakończonym podczas pijackiej burdy w tawernie życiu wiemy mniej.
Mary Read (1690-1710)
Nie wiemy, jak wiele kobiet, czy to z przypadku, czy z własnych chęci służyło w „męskich” armiach Europy. Jak zaznaczyłem, dostać się do wojska było, łagodnie rzecz ujmując, bardzo łatwo. Mary Read to klasyczna chłopczyca, wokół której narosło sporo trudnych do zweryfikowania legend, zafascynowana męskimi rozrywkami, wstąpiła do wojska, gdzie zręcznie kamuflowała swoją płeć. Jej waleczność cenili dowódcy i koledzy.
„Zdarzyło się jednak, że zakochała się w swym towarzyszu broni, młodym Flamandczyku i od tego czasu zaniedbywała nieco obowiązki służbowe.(…)Opierając się wszelkim jego namowom, postępowała jednocześnie tak ujmująco i przymilnie, iż zupełnie odmieniła jego zamysły; daleki był już od zamiaru uczynienia z niej swej kochanki, zaczął ubiegać się o jej rękę.„
Jednak szczęście nie trwało długo, przez jakiś czas prowadzili razem oberżę, ale gdy mąż Mary zmarł, postanowiła wrócić do wojska. Niestety rozpoznano w niej kobietę. Mary, bez środków do życia, zamyśliła sobie szukać szczęścia w Indiach, naturalnie w męskim przebraniu. Wyruszyła na pokładzie holenderskiego okrętu handlowo-łupieżczego. Los chciał, że wkrótce padł łupem, podobnych Holendrom, brytyjskich kupców-opryszków. Przyłączyła się do nich, z zapałem oddając się przestępczemu życiu. Na morzu poznała swego drugiego męża, jeńca wziętego podczas napadu. Piękny młodzieniec został przez Mary siłą zaciągnięty do kajuty i bez zbędnych uprzejmości wykorzystany cieleśnie, czym nieroztropnie zaczął się chwalić wśród załogi. Skutkiem tego Mary zmuszona została wybawić go z opresji, jaką było wyzwanie na pojedynek przez jakiegoś urażonego takimi pomówieniami marynarza, którego życie niespodziewanie się skończyło. Dalsze dzieje drugiego męża Mary nie są znane. Wiemy natomiast, że kilka lat później podczas służby na okręcie Johna Rackama (1680-1720) pani Read stała się obiektem zalotów innej wykolejonej kobiety piratki – Anne Bonny (?-1782), żony Johna. John, wielce poirytowany i rozeźlony nie na żarty, zamierzał poderżnąć gardło niehonorowemu członkowi swej załogi. Mary Read zrzuciła wobec takiego niebezpieczeństwa swe przebranie, w sposób na tyle przekonujący, że niebawem obie kobiety zaszły w ciążę, co uchroniło je od śmierci po schwytaniu okrętu przez Anglików. Niestety Mary zmarła w więzieniu podczas porodu.
W stronę XIX wieku
W XVIII wieku „kształcenie w Anglii było niczym kiepski żart, choć jego słabość nieco równoważyły szkoły wiejskie (…) oraz skromne, buntownicze i demokratyczne uniwersytety kalwińskiej Szkocji. (…) Jedyne uniwersytety angielskie, Oksford i Cambridge, nie liczyły się pod względem intelektualnym, podobnie jak niemrawe szkoły prywatne.” 2 Jednak to tam nastąpił gwałtowny rozwój gospodarczy, nazwany rewolucją przemysłową. Francja, jako potęga kolonialna przestała się liczyć po wojnie siedmioletniej, zakończonej w 1763 roku, Portugalia, Hiszpania i Holandia dużo wcześniej. Naród holenderski ”możliwe że był bogaty jako jednostki, ale osłabiony jako państwo” (lord Sheffield), Hiszpania miała otwarte dla wszystkich rynki, a dzięki napływowi złota z kolonii stopniowo zanikała rodzima gospodarka, wszystko można było importować, w tym przypadku odstępstwo od dominującego merkantylizmu, w połączeniu z innymi czynnikami, miało tragiczne skutki. Angielska Kompania Wschodnioindyjska zainwestowała środki płynące z grabionego i rujnowanego bez pohamowania Bengalu w wynalazki (maszyna parowa Watta, krosno mechaniczne Cartwrihta i przędzarka Hargreavesa). Z czasem, głęboko zakorzenione, rabunkowe pomnażanie zysków zwróciło się w stronę rodowitych mieszkańców słonecznego imperium, co musiało zaowocować powstaniem ruchów socjalistycznych.
Maciej Polak
Źródła:
- Francois Bluche “Życie codzienne w czasach Ludwika XIV” Warszawa 1990
- Zdzisław Skrok „Świat piratów morskich” Gdańsk 1982
- Mark Kurlansky „Dzieje Soli” Warszawa 2004
- Michael Howard „Wojna w dziejach Europy” Wrocław 1990
Przypisy: