We wrześniu 1726 roku do króla Jerzego I Hanowerskiego dotarła frapująca widomość, że oto jedna z jego poddanych urodziła królika. A potem następnego.
Jerzy miał wystrczająco dużo własnych zmartwień i raczej nie poświęcił temu fenomenowi zbyt wiele czasu (choć osobiście oddelegował odpowiednich ludzi do zajęcia się sprawą). Dwa miesiące później miała umrzeć więziona od ponad 30 lat była żona, a jego syn, z którym był w przewlekłym konflikcie, szydził z papy przy każdej możliwej okazji, urządzał gorszące widowiska i czynnie wspierał wszystkich możliwych wrogów ojca.
Sam Jerzy zapoczątkował dynastię hanowerską na dworze brytyjskim, „której członkowie okazali się najbardziej rozwiązłymi z brytyjskich monarchów” i pewnie poświęcimy im nieco uwagi później.
Mary Toft zaczęła rodzić króliki nagle i bez żadnej szczególnej przyczyny jak się początkowo zdawało. Któregoś dnia zawezwano do domu rzeczonej kobiety miejscowego chirurga – Johna Howarda, a ten przyjął i poświadczył poród dziewięciu królików (niektóre źródła mówią iż przybył dzień po fakcie). Niestety króliki urodziły się martwe i w częściach, co z jednej strony odsuwało kłopotliwe pytanie – czy należy je ochrzcić, czy też nie – ale za to z drugiej nastręczało pytania na które biedny John Howard nie umiał dać odpowiedzi.
Cóż mógł zrobić prowincjonany chirurg z Guildford? Napisał do bardziej uczonych, by pomogli mu w wyjaśnieniu tego dziwacznego zajścia
Wkrótce na miejscu zdarzenia stawili się: Nathanael St. Andre, królewski chirurg-anatom, oraz Samuel Molyneux – sekretarz księcia Walii. Mary opowiedziała jak to usilnie pragnęła króliczego mięsa i o swych snach króliczych.
Tymczasem wieści się rozniosły i postanowiono przenieść Mary z jej rodzinnego Godalming do Guildford, gdzie możnaby w lepszych warunkach i pod okiem odpowiednich osób obserwować jak przychodzą na świat kolejne króliki. Tam Mary Toft urodziła ich tam kilka do kilkunastu. Również nieżywych.
Badania szczątków nieszczęsnych zwierzątek, a w szczególności płuc, wykazały, że najprawdopodobniej nie rozwinęły się one w łonie kobiety która je urodziła, niemniej doktorzy nadal wierzyli w ponadnaturalne ich pojawienie się na świecie i wysłali co mogli do Londynu, do króla.
Król się przejął. I przysłał kolejnego specjalistę; był nim niemiecki chirurg Cyriacus Ahlers, który to odkrył jakieś zboża, siano i słomę w żołądkach królików. A że takie rośliny na ogół nie rosną wewnątrz ludzkiego ciała jego wątpliwości co do nadnaturalnego pojawienia się tych zwierzątek były mocno uzasadnione. Podzielił się nimi z królem. Sprawa nabierała coraz większego rozgłosu i powszechnie o niej mówiono.
Tymczasem do grona badaczy zjawiska dołączył Sir Richard Manningham (1690-1759) – człowiek klas wyższych, poważany doktor. Mary Toft od czasu pierwszego fenomenu całkiem nieźle się rozkróliczyła i oto Sir Richard mógł zaobserwować poród czegoś, co jak sądził było pęcherzem wieprza. A miał być królik, Richard zaczął coś podejrzewać, jednak przekonano go, by zostawił wątpliwości dla siebie, póki nie znajdą się niepodważalne dowody oszustwa.
Trzeciego grudnia 1726 roku St. Andre wydał dziełko “A short narrative of an extraordinary delivery of rabbets” w którym dociekał jak to też się stać mogło, a które zostało określone, przez innego prominentnego chirurga Dr. Jamesa Douglasa, mianem steku bzdur, jakbyśmy to dziś powiedzieli. St. Andre zaprosił go by sam poasystował i obserwował Mary i jej wyczyny, tłum lekarzy gęstniał.
Wkrótce po tym przyłapano portiera łaźni, w któyrch przebywała Mary, na próbie przemycenia do niej królików. Przyznał się. Powiedział lekarzom, że szwagierka Mary – Margaret Toft go do tego nakłoniła. Niebawem sama Mary przyznała się do szalbierstwa. Przemilczmy może niezbyt apetyczne detale całej sprawy.
W następstwie skanadalu który wybuchł, medycy stali się przedmiotem powszechnych kpin, reputacja profesji mocno ucierpiała. Mary Toft spędziła kilka miesięcy w więzieniu, jednak nie wytoczono jej procesu z obawy o dalsze podśmiechujki z wysoko postawionych członków społeczeństwa.
Maciej Polak
Źródła: