Home » Marginalia » Zakony miłosne 1700 – 1790

Zakony miłosne 1700 – 1790

Niebywały skandal obyczajowy z roku 1702 zmusił niemłodego już Ludwika XIV do drastycznego zaostrzenia cenzury sztuk teatralnych. Skandal wybuchł po premierze komedii Le Bal d’Auteuil. Autor, Nicolas Boindin (1676 – 1751), wysoki urzędnik królewski i miłośnik teatru, pozwolił sobie w jednej ze scen przedstawić flirtujących ze sobą oblubieńców, którzy w istocie byli przebranymi, wzajemnie oszukującymi się kobietami. Homoseksualizm męski i kobiecy równocześnie. Tego za wiele jak na deski Komedii Francuskiej. Dwornie, jawnie ukazana nieobyczajność, choć w realnym życiu tolerowana, straszliwie bulwersowała. Oczywiście nie wszystkich jednak, jak nietrudno zgadnąć.

Z biegiem lat skandal z początku tego wyjątkowego stulecia mocno spłowiał. Zblakł, pożółkł i odszedł w zapomnienie, zdeklasowany i przyćmiony okazalszymi aferami. Rozpasanie cielesne też wzbierało na sile, bezbożne sztuki wystawiano w drugim obiegu, nieprawomyślna literatura poczęła docierać coraz do coraz niższych warstw społeczeństwa. Kiedy święty Ludwik Grignion de Montfort (1673-1716),

rozpoczął 1704 r. missje w djecezji Poitiers Missje jego wywoływały wiele nawróceń, lud tłumami schodził się na jego kazania. Gdy w czasie misji w jednej z parafji miasta Poitieres naznoszono mu wiele złych książek i bezwstydnych obrazów, G. postanowił spalić je publicznie. Stos był przygotowany już na placu, gdy kilkunastu libertynów, chcąc sobie zażartować z przygotowań G’a, zrobili ze słomy manekina, któremu przy uszach i nosie pozawieszali serdelki i kiełbasy. (…)” - a po małej awanturze z miejscowym oficjałem, wskutek której świętą pożogę szlag trafił - ”Ubolewał tylko nad tém, że wiele złych książek, przygotowanych do spalenia, ludzie rozchwytywali.” 1

Prosty lud często książki czytał i gromadził, urodzony trzydzieści lat po opisanych tu wydarzeniach syn bogatego chłopstwa Nicolas Restif, po opuszczeniu szkoły w Vermenton pracował w winnicy w Sacy, gdzie na strychu (chłopskiej chaty) znalazł stertę starych książek. Tak oto Restif de La Bretonne zakochał się w literaturze. Lud nieco bardziej skomplikowany w sposób bardziej czynny przystępował do przedmiotu. Salony, oddane sztuce wspólnego spędzania czasu przez ludzi pozbawionych głębszych trosk, miały zyskać dodatkowy wymiar.

Zakon Pszczoły

Miłość, zjawisko bezwzględnie godne poznania i wnikliwego omówienia, wymaga studiów i eksperymentów. „Naukowy” wykład nie powinien pomijać żadnych detali. Sociétés d’amour - „towarzystwa”, „akademie”, „zakony” zgłębiały temat wnikliwie. W roku 1703 Louise de Bourbon-Condé, księżna du Maine, kilkanaście miesięcy po premierze plugawej i odrażającej sztuki Boindina,  założyła na zamku w Sceaux Zakon Pszczoły (La Mouche à Miel). Księżna du Maine to osóbka nieokiełznana, „niezmiernej dumy i niepohamowanej żywości usposobienia, którymi sterroryzowała natychmiast nieśmiałego męża (…) nie uznawała posłuszeństwa, nie znosiła etykiety (…) a nieubłagana monotonia dworskiego życia głęboko ją nudziła.2 Do Sceaux wyprawiła się wraz z osobistym pedagogiem męża, panem Niocalasem de Malézieu, który pod każdym względem był od niego ciekawszy. Organizowano tam „huczne przyjęcia, które rychło przekształciły się w orgiastyczne zabawy”. Księżna obwołała się”dyktatorką„, której wszyscy bez reszty i z obowiązku ulegli.

Kierować miała wszelkimi pracami i eksperymentami stowarzyszenia. O zaszczyt członkostwa pilnie się ubiegano, bowiem zakres prac „zakonu” był wielce pociągający, a huczne zabawy na zamku w Sceaux połączone były z przedstawieniami arcyśmiałymi.3

Zakon Szczęśliwości

Ksiądz Claude-Henri de Fusée de Voisenon (1708 – 1775), któremu stan duchowny absolutnie nie przeszkadzał w prowadzeniu żywota z pełnym wachlarzem wszelkich dostępnych uciech, oprócz wielu dramatów i mnogości pism, fraszek i wierszy o charakterze demonstracyjnie seksualnym, przekazał nam obraz niezwykle zabawnego L’Ordre de la Felicité. Zakon ten działał między rokiem 1740 a 1750, obowiązywał w nim język i zwyczaje „marynarskie”. Ekscesy seksualne, orgie, swawole cielesne należało poprzez ów język wyrażać i w ich duchu praktykować. Miał zakon swoich „chłopców okrętowych”, „kapitanów”, „dowódców eskadr” i „Wielkich Sondowniczych” (grand sondeur) sondujących to i owo.

W czasie swych zebrań towarzystwo posługiwało sięspecjalnie opracowanym słownikiem, zawierającym kilkaset nazw i określeń „marynarskich” i tylko w tym języku wolno było członkom i członkiniom zakonu między sobą się porozumiewać lub prowadzić korespondencję. Tak np. okręt (bâtiment) oznaczał ciało, wiosła – ramiona, kabestan – lędźwie, wnętrze statku (cale) – brzuch, szalupa – młodą dziewczynę, stocznia (chantier) – łóżko, port – kobiecy narząd płciowy, tuba sygnalizacyjna (portevoix) – usta, statek (vaisseau) – mężczyznę itd. Celem członków zakonu było szczęśliwe żeglowanie, urozmaicone różnymi przygodami, po coraz to innych trasach, aż do wylądowania na upragnionej wyspie szczęśliwości. (…) Nowych adeptów przyjmowano uroczyście na specjalnych posiedzeniach, a między innymi wypytywano ich dokładnie o lądowania, których już dokonali, aby przekonać się, jak dalece są doświadczeni w sztuce nawigacji.4

Sex-biznes z wiarą

André-Robert Andréa de Nerciat (1739 – 1800) to postać ciekawa, gdyż wyjątkowo „nieciekawa”. XVIII wiek widział wielu dyplomatów w służbach obcych dworów, nie było niczym niezwykłym reprezentowanie obcego kraju. Nerciat był jednak więcej niż zawodowym dyplomatą. Był dyplomatą mocno sprzedajnym, najemnikiem bez skrupułów, pornografem niezwykle lubiącym najróżniejsze środowiska libertyńskie, przy tym bardzo uzdolnionym literacko. Za jego pośrednictwem zanurzyć się możemy w praktyki ponoć najdłużej działającego stowarzyszenia entuzjastów wyuzdanego seksu bez granic. Relacje Nerciata „nie nadają się do cytowania” nawet według bardzo wyrozumiałych i pobłażliwych autorów.

Les Aphrodites miało powstać około roku 1715, a ostatecznie zakończyć działalność wraz z nadejściem rewolucji. 70 lat wybryków, eksperymentów i nieskrępowanego swawolenia płciowego to doprawdy imponujące osiągnięcie – to tradycja i praca pokoleń, jeżeli wierzyć przekazom. Strudzeni i przyciśnięci wiekiem członkowie ustępowali miejsca młodym libertynom chcącym badać swoją cielesność. W 1791 roku „tajne” i „trzymane w głębokim sekrecie” towarzystwo liczyło około 200 członków, co skutecznie je odtajniło. „Afrodyty” to towarzystwo czyniące z seksualizmu wyznanie „religijne”. Otoczka owa wzmagająca perwersyjny charakter zrzeszenia dostarczać miała zapewne dodatkowych podniet, choć przypuszczać można, że nie była brana całkiem poważnie. Niemniej w Montmorency, gdzie zakon posiadał wspólny majątek ziemski, nieco na uboczu od zasadniczej siedziby zwanej Schroniskiem stać miała specjalna kaplica (l’Hermitage), gdzie odprawiano „nabożeństwa” erotyczne, niezależnie od orgii i libacji w Schronisku.

Les Aphrodites nie było stowarzyszeniem wyłącznie homoseksualnym, przyjmowano kobiety i mężczyzn o różnych orientacjach.

Przy inicjacji nowy uczestnik prac zakonu składał dar stosowny do swej fortuny; płacił zazwyczaj      10 000 liwrów za siebie i 5 000 za wprowadzoną damę, gdyż panie uwolnione były od wszelkich świadczeń finansowych jako kapłanki rozkoszy, dźwigające główny ciężar eksperymentów.5

Aby się jednak nie przedźwigały, jak również ze względu na wymogi, zakres i różnorodność „eksperymentów„, zatrudniono „personel złożony z kilkudziesięciu dziewcząt i chłopców”. Stali aktywiści i działacze towarzystwa zyskiwali miano „Zaufanych” (intimes), przystawano jednak, po odpowiedniej weryfikacji, na udział w „obrządkach” osób z zewnątrz – „pomocników” (auxiliaires)

Doraźnych poszukiwaczy przygód wieziono z Paryża w karecie z zasłoniętymi szczelnie oknami, aby żaden z nich nie widział, dokąd przybywa. Za każdy dzień pobytu w Montmorency auxiliaires płacili po 4 ludwiki i mogli brać udział we wszystkich ceremoniach, bankietach i zebraniach. (…) Afrodyty skupiały oczywiście towarzystwo arystokratyczne i masowa emigracja uprzywilejowanych w czasie Rewolucji położyła kres pracom zakonu.” 6

W roku ostatecznego upadku zakonu jego majątek oszacowano na 4 558 923 liwry. Rewolucja, pomimo zmiecenia z powierzchni ziemi wielu elementów Ancien régime’u, nie wymazała rzecz jasna od razu ludzkich nawyków. Pomimo programowego majstrowania przy dopuszczalnej moralności nie mogła bezzwłocznie ulepić nowego człowieka. Specyficzny rynek seksualny miał się niezgorzej, tak jak wcześniej, kontestacyjne obrazoburstwo urągało czynnikom oficjalnym. Niewykluczone też, że czynniki oficjalne do pewnego stopnia wrażliwe na ruchy oddolne, znajdowały w nich pewną inspirację.

Trzy lata przed wprowadzeniem kalendarza rewolucyjnego, który wywrócił dotychczasowy porządek zmieniając na przykład liczbę i nazwę miesięcy w roku, towarzystwo seksualne Société Joyeuse wydrukowało bardzo ciekawy kalendarz na rok 1790. W kalendarzu owym świętych zastąpiono nazwiskami powszechnie znanych wyuzdanych kobiet. Nazwy miesięcy również sławiły odmienne perwersje i biegłe w nich damy, co bez wątpienia w spokojniejszym czasie wywołałoby gigantyczny skandal, jako że część z nich była wysoko postawiona i powszechnie znana.

Dla uczczenia rozmaitych gustów – powiadali we wstępie autorzy tego szczególnego almanachu – każdy miesiąc nosić będzie odtąd nazwę stosowną do rodzaju rozkoszy, którą nad wszystkie inne przedkładają objęte przezeń heroiny.” 7

Zaraza moralna

Komedia Francuska, Komedia Włoska i Opera były urzędowymi i legalnymi teatrami Paryża. Na ich scenach wystawiano zatwierdzone i stosunkowo układne sztuki. Obok nich doskonale radziły sobie teatry jarmarczne – mające wiekową tradycję przedstawienia plebejskie, co oczywiste, były bardziej swobodne i często o niezbyt wysokich walorach artystycznych. Postrzegane jako zaraza moralna i konkurencja stale zmagały się z urzędowymi przeciwnościami. Jednak ich „rozwiązły repertuar” i „wszeteczeństwo” wypadały bladło w porównaniu z „tajemnymi przedstawieniami libertyńskimi”, organizowanymi w prywatnych posiadlościach, gdzie królewska cenzura i władze kościelne nie mogły się za bardzo zapuścić.

Około roku 1770 głośno się zrobiło o teatrzyku księcia d’Hénin. Bywało nieraz, iż  jako „aktorki” i „aktorzy” w podobnych przedsięwzięciach brali udział ludzie z wyżyn, utytułowani i cieszący się społecznym poważaniem. Wedle słów B. de Villeneuve w przedstawieniach tych ”sodomia, onanizm, flagellacje, a nawet praktyki miłości fizycznej stawały w całej okazałości przed oczyma widzów.”  8 W libertyńskie, obsceniczne przedstawienia angażowały się również nierzadko i czołowe, uznane artystki scen oficjalnych jak panna Marie-Madeleine Guimard (1743-1816). Teatrzyk panny Guimard finansował książę de Soubise, a wstęp do niego nie był aż tak bardzo utrudniony. Jak pisał jeden z kronikarzy epoki:

(…) wpuszczają tam obecnie tylko za płatnymi biletami i jest to zazwyczaj miejsce spotkań najpiękniejszych dziewczyn Paryża i uroczych libertynów. Są tam zakratowane loże dla kobiet dbałych o opinię, duchownych i poważnych osobistości, które nie chciałyby się pokazywać w tłumie swawolników i trzpiotów.„ 9

Zapomniany tłum swawolnikow i trzpiotów

Historycy, pisarze eseiści i moralizatorzy czasów późniejszych często relacjonując obyczaje wieku XVIII opowiadają nam o elegancji, wyszukanych konwersacjach i wysokiej kulturze. O bohaterskich potyczkach wielkich armii i czasem o literaturze, nie w całej rozciągłości naturalnie.  Jedna z najciekawszych sfer ludzkiej aktywności powinna jednak pozostać zapomniana, gdyż „wstyd nie dozwala mówić”, albo też jest to mało ważne dla postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje, czy też jest ona hańbiącym błędem w oczach Boga.  Myślę jednak że to właśnie te spychane w niebyt, lekceważone, wymazywane detale przeszłości są godniejsze przypomnienia niż, mówiąc słowami Chamforta, „choroba patriotyzmu”.

 

Maciej Polak


Źródła:

  1. Jerzy Łojek „Wiek Markiza de Sade”, Lublin 1975

Przypisy:

  1. Encyklopedja Kościelna podług teologicznej encyklopedji (Kirchen-lexikon) Wetzera i Weltego, wydana przez M. Nowodworskiego, Tom 6, Warszawa 1875, str. 418-419
  2. Benadetta Craveri „Złoty wiek konwersacji, Warszawa 2009, str.325
  3. Jerzy Łojek „Wiek Markiza de Sade”, Lublin 1975, str.103
  4. tamże str.106
  5. tamże str.110
  6. tamże str.110-111
  7. tamże, str.104
  8. tamże, str.86
  9. tamże, str.87