Home » Marginalia » Za moją nieznaną kochankę!

Za moją nieznaną kochankę!

Młody Ludwik XV (1710-1774) szybko polubił alkohol. Był młodzieńcem nieśmiałym, przez długi czas bał się pięknych kobiet. Całkiem długo, jak na tamte czasy, był oddanym mężem Marii Leszczyńskiej, co dawało powody do żartów. Dlatego też, kiedy w styczniu 1732 roku, nieco bardziej pijany niż zazwyczaj, wstał i wygłosił podczas kolacji toast „Za moją nieznaną kochankę!„, wzbudził zrozumiałą sensację i oszołomienie, a u kilku wysoko postawionych dworzan, mających swoje plany, wręcz przerażenie i trwogę. Część z nich pamiętała jeszcze zgubny wpływ kochanek Ludwika XIV na politykę królewską i życie dworu. Nawet jeżeli król nie miał jeszcze kochanki, to ów toast był wyraźnym sygnałem, że niebawem będzie jakąś miał i coś należało z tym zrobić. Głównie we własnym interesie.

Jeden z preceptorów, któremu chłopiec najbardziej ufał, kardynał de Fleury (1653-1743), pomimo że zapewnił zdradzającemu dużą inteligencję Ludwikowi rzetelne wykształcenie, wcale nie starał się wychować go na króla. Zasadniczą jego motywacją było zapewnienie sobie – i utrzymanie – urzędu pierwszego ministra. Sprawował go od 1726 roku. Trzeba przyznać, że wywiązywał się z obowiązków dosyć dobrze, podobnie jak kardynał Mazzarini (1602-1661) przed nim i jak kardynał Richelieu (1585-1642) przed Mazzarinim. De Fleury bardzo chciał uniknąć kłopotów swoich poprzedników – pierwszych ministrów-kardynałów, do których wszystkich spraw wtrącały się kobiety z najbliższego otoczenia królów. Z zadowoleniem więc patrzył, jak młody, miłujący go Ludwik XV (w chwili wygłoszenia swego pijackiego toastu miał 22 lata) z większym zamiłowaniem oddaje się polowaniom niż sprawom państwowym, które prawie w całości oddał swemu zręcznemu opiekunowi.

„Król więc nauk nie lubi, nie czyta nic, sztuka pisania jest dlań połączona z wielkim trudem, woli ręczne rozrywki, z zamiłowaniem robi teraz gobeliny, a następnie będzie smażył naleśniki. Nie znosi gwaru życia dworskiego, bawią go tylko konie i polowanie. Na posiedzeniach ministrów nudzi się i bywa tam jedynie z musu. Zachowuje się jak uczniak, któremu śpieszno odrobić zadanie, by jak najszybciej potem umknąć z klasy.”

Po wstrząsającym toaście króla podekscytowani dworzanie, których osłupienie szybko minęło, poczęli snuć domysły, stawiać zakłady i szpiegować się wzajemnie. W młodych damach dotąd przez władcę ignorowanych, odżyły nadzieje, że i one w przyszłości będą miały szansę wskoczyć do królewskiego łoża, co wzmogło ich wysiłki przypodobania się królowi. A smutny, często popadający w przygnębienie, z którego wydobywał się nieraz dzięki szampanowi, Ludwik miał tamtego wieczoru ochotę po prostu sobie ze wszystkich zażartować, przekornie pokazać, że nie o wszystkim, co dotyczy jego życia, wiedzą, że ambicje każdego z osobna w byciu najlepiej poinformowaną osobą na dworze są płonne.

Skutkiem psikusa wyciętego otoczeniu w pijackim zacietrzewieniu była tajna narada, która odbyła się niedługo po wyskoku. Uczestniczył w niej, rzecz jasna, de Fleury, książę i księżna de Richelieu oraz ochmistrzowie Lebel, Bachelier i Bontemps. Celem narady było wybranie i podsunięcie królowi kochanki zanim sam ją sobie znajdzie. Kochanki możliwie najmniej niebezpiecznej, która by go zadowoliła i jednocześnie pozbawiona była aspiracji, mogących zagrozić dworskim pozycjom spiskowców i ich planom politycznym. Wybór padł na panią Louise Julie de Mailly-Nesle (1710-1751). Nie była pięknością, piękności w tym czasie Ludwik się bał, była bezinteresowną, wesołą osobą. Król „zanim poznał panią de Mailly, spędzał długie godziny na liczeniu ptaków, które przelatywały przed jego oknem.” Podstęp się udał, wkrótce Ludwikowi przybyło rozrywek, które z wolna zaczęły zmieniać gorzkniejącego melancholika w lubieżnika i libertyna, co w dalszej przyszłości miało przynieść Francji katastrofalne skutki, których nie przewidziano.

Pod kierunkiem Luizy urządzono kameralne apartamenty, w których odbywały się wesołe wieczorki, na które zapraszani byli tylko wybrańcy. Damy wybierał król bezpośrednio, wstępnie wytypowanych kompanów natomiast obserwował w teatrze przez lornetkę, kiedy siedzieli na ławeczkach naprzeciw wybranych już pań i zapisywał ich nazwiska na kartce. Po spektaklu „kandydaci do gabinetu” oczekiwali werdyktu w pomieszczeniu prowadzącym do apartamentów. Odźwierny otwierał drzwi i odczytywał nazwiska szczęśliwców, pojedynczo wpuszczając ich do poufnych, najskrytszych czeluści rodzącej się rozpusty.

„Gdy wszyscy już weszli, zasiadano do stołu, a król z kieliszkiem szampana w dłoni rzucał pijackie wyzwania swym gościom. Po krótkim czasie pijatyka zamieniała się w orgię. Wraz z nastaniem świtu, służący przychodzili, by wyciągnąć spod stołu władcę, jego gości i młode kobiety, nie skąpiące swych wdzięków nikomu.”

Libacje pełne ekscesów ożywiły Ludwika, czasem zaglądał do swej nudnej, wiecznie modlącej się żony – Marii Leszczyńskiej – by w napadach histerii na kolanach błagać o przebaczenie, jednak wizyty te stały się coraz rzadsze, pomimo corocznej ciąży królowej (urodziła dziesięcioro dzieci). Bywało, że kiedy król, w młodzieńczym porywie zwichrowanych uczuć odwiedził żonę, szeroko i z przekąsem to komentowano.

„Król spał z królową gdzieś koło Bożego Narodzenia. Jako że nie zdarzyło się to od dawna – zostało zauważone. Odbyło się z przygotowaniem kąpieli w zamiarze poczęcia w miarę możliwości księcia”. (Barbier)

Luiza de Mailly była Ludwikowi bardzo oddana, czego ten zupełnie nie doceniał, traktował ją grubiańsko, lekceważył, i dziwić się należy że romans ten trwał aż kilka lat. Król najwyraźniej był kochany miłością, na którą kompletnie nie zasługiwał. Markiz d’Argenson (1694-1757) zapisał w sywych pamietnikach:

„Pani de Mailly jest biedniejsza niż kiedykolwiek, powiedział mi pewien czlowiek, który często u niej bywa. Jej koszule są dziurawe i wytarte… Ostatnio nie miała nawet pięciu talarów, żeby zapłacić za przegraną w kadryla. Jest szalenie bezinteresowna.”

Nieszczęsna Luiza nie podejrzewała, że zostanie odsunięta od łoża i rozrywek z Ludwikiem przez własną siostrę – Pauline-Félicité de Mailly (1712-1741), nudzącą się w klasztorze. Ona też nie należała do piękności, „miała sylwetkę grenadiera, żurawią szyję i małpi zapach” (de Flavacourt; siostra rzeczonej), jednak głęboko wierzyła, że jeżeli tylko znajdzie się na dworze, to wszystko się uda. Tak też się stało, kiedy po długotrwałych naleganiach Luiza ściągnęła ją we wrześniu 1738 roku do Wersalu. „Oszołomiła Ludwika XV takimi pieszczotami, które lokaje, z okiem przywartym do dziurki od klucza, obserwowali ze zdumieniem i zachwytem zarazem.” Bezpruderyjne harce zaowocowały w 1741 przyjściem na świat Karola Emanuela de Vintimille markiza de Luc. Niestety, Paulina po ciężkim porodzie poważnie zapadła na zdrowiu, dostała „złośliwej gorączki” i nie podniosła się już z łóżka. Ludwik, „po to, by wygłuszyć odgłosy końskich kopyt, kazał wysypać siano wzdłuż całego skrzydła pałacu, w którym dogorywała jego najdroższa, kazał też zatrzymać fontanny.” Biedna Paulina zmarła 9 września. 31-letni monarcha płakał przez cały dzień, przez kilka tygodni zajmował się głównie czytaniem listów od niej, nie przyjmując u siebie nawet żony, by później odnaleźć spokój w ramionach następnej siostry nieszczęśliwej Luizy – Diane Adélaïde de Mailly (1714-1769), a gdy ta mu zbrzydła, dziwnym zbiegiem okoliczności przydarzyła się następna. Luizie powoli wyczerpywały się siostry, miała ich cztery, tylko jedna z nich bezkompromisowo odrzuciła zapędy monarchy. A najmłodsza, pani de La Tournelle, po rozważeniu korzyści płynących z królewskiego łóżka, rzuciła swego kochanka, pana d’Agenois, i przedstawiła monarsze do podpisu wielce ekscentryczny dokument, będący warunkiem dostępu do jej uroków cielesnych (król podpisał):

„Mój tytuł markizy zostanie zamieniony na tytuł księżnej, a król zaopatrzy mnie we wszystko, co konieczne jest dla reprezentacji, by podnieść moją sytuację na dworze.

Panią de Mailly oddali się ze dworu i zabronione jej będzie na zawsze pokazywanie się tutaj. Król zapewni mi los niezależny, który potrafi mnie uchronić przed jakąkolwiek zmianą, jaka może mnie spotkać na dworze”.

Historia przekazała nam nazwiska około dwudziestu wysoko postawionych kobiet, które stały się kochankami Ludwika XV. Z połową z nich miał dzieci. Nie zapisały się, albo czekają na wyciągnięcie z pamiętników, postacie nisko urodzonych, jak córka rzeźnika od której nabawił się francy i na którą to przypadłość nadworny pierwszy chirurg La Peyronnie zapisał okłady z korniszonów i maść ze ślimaków wcieraną w przyrodzenie.

Za moją nieznaną kochankę!

 

Maciej Polak


Źródła:

  1. Guy Breton “Wiek Swawoli” Warszawa 1996
  2. Jadwiga Dackiewicz „Faworyty władców Francji” Warszawa 1992