Home » Marginalia » XVIII-wieczne horrory

XVIII-wieczne horrory

Któregoś letniego wieczoru roku 1796, podczas pewnego seansu, wybuchła scysja między tajonymi rojalistami a republikanami o to, czy należy przywoływać ducha zgilotynowanego króla – Ludwika XVI. Sprawca zamieszania próbował się wyłgać, mówiąc że był w posiadaniu recepty na przywrócenie króla do życia, ale ją zgubił. Jednak złość, jaką wywołał pomysł anonimowego prowokatora, wystarczyła, by oficjalnie zapieczętowano aparaturę do zaglądania w zaświaty i zabroniono tych wysoce niewłaściwych i szkodliwych praktyk. Wymuszone odwiedziny Obywatela Kapeta, nawet jako niemego, bezgłowego widma, to rzecz dalece niepożądana i niestosowna w Republice. Jednakże ludzkie pragnienie rozrywki i ciekawość niebawem zwyciężyły i pokazy wkrótce wznowiono.

Urodzony w Belgii syn bogatego kupca, Étienne-Gaspard Robert (1764 -1837), znany później też jako Etienne Robertson, od młodości przejawiał zainteresowanie nauką i makabrą. Światem nadprzyrodzonym i sztuką. We „Wspomnieniach” wydanych w roku 1787 wyznaje:

Któż w dniach młodości nie wierzył w czarownice, straszydła i pakty z diabłem? Wiem że ja tak, gorzej nawet; wyobrażałem sobie i w pełni wierzyłem że niewinna stara kobieta która była naszą sąsiadką wdała się w konszachty z Lucyferem jak wszyscy zapewniali. Poszedłem nawet tak daleko w zazdrości do jej mocy porozumiewania się ze Złym, że pewnego razu zamknąłem się w moim pokoju z nieszczęsnym żywym kogutem, którego głowę odciąłem w wielce barbarzyński sposób, zasłyszałem że był to najbardziej uznany sposób przywołania naczelnika wszystkich demonów. Czekałem na niego kilkanaście godzin wzywając do pojawienia się, grożąc zaprzeczeniem jego egzystencji w przyszłości jeżeli się nie zjawi, ale nic to nie dało1

Fantazyjny pomysł na Balon autorstwa Robertsona

Fantazyjny pomysł na Balon autorstwa Robertsona

Młody Étienne najwyraźniej mocno rozczarował się lekceważącą postawą Złego. Książki magiczne i poświęcone Czarnym Sztukom zamienił na studia filozoficzne w Leuven. Powrócił po nich w rodzinne strony, gdzie zaprzyjaźnił się z miejscowym twórcą instrumentów optycznych – Monsieur Villettem, który zaszczepił w nim ciekawość i dla innych dziedzin wiedzy. Następuje u niego zwrot ku twardej racjonalności. Młody Robert buduje samodzielnie aparaty elektryczne do eksperymentów, staje się również fascynatem balonów. W belgijskim Liège, gdzie mieszkał, zorganizował kilkanaście naukowych pokazów aeronautycznych. Étiennea pociąga też kariera artystyczna – jest uzdolnionym i nagradzanym w konkursach malarzem. Za namową Vilette’a udaje się w 1791 roku do Paryża, gdzie może rozwijać obie pasje. Z zamiłowaniem oddaje się nauce w chaosie Rewolucji Francuskiej, eksperymentom optycznym. Utrzymuje się głównie ze swego malarstwa, publikuje też prace na temat elektryczności. Pasjami demaskuje różnorakie przesądy przeszłe i współczesne. Do kręgu jego przyjaciół należą Alessandro Volta (1745-1827), Luigi Galvani (1737-1798), Claude Chappe (1763-1805).

Phantasmagoria

W drugiej połowie XVIII wieku rodzi się współczesna literatura grozy. W roku 1764 Horacy Walpole wydał własnym kosztem, najpierw pod pseudonimem, a później – wraz z rosnącą popularnością, pod własnym nazwiskiem klasyczną dziś powieść tego gatunku – „Zamczysko w Otranto”. Rozmyślnie i w pełni świadomie wykorzystał w fabule zjawiska nadprzyrodzone, nadnaturalne i złowieszcze. Upiory, posępne zjawy i duchy coraz śmielej swawolą po ponurych cmentarzach i mrocznych, opuszczonych ruinach. Być może Étienne-Gaspard Robert dosłyszał w tej literaturze echa zawodu, jaki sprawił mu niegdyś Wielki Zły. Z pewnością pozostała w nim cząstka oczarowania niezwykłością Nieprzeniknionego. Dziecięca fantazja i solidne wykształcenie naukowe spotkały się u niego w znanej od ponad stu lat Latarni Magicznej, XVII-wiecznego odpowiednika dzisiejszych rzutników przeźroczy. Étienne, od dawna zaciekawiony optyką, dokonał w niej kilku znaczących ulepszeń. Dodał ruchome soczewki, skonstruował mechanizm wymieniający malowane szybki, swojemu dziełu nadał imię Fanatyskop, a projekcje z jego udziałem czynione – Fantasmagoriami. Podekscytowanej publiczności, w stosownej scenerii, ukazywały się w ciemnościach zatrważające widziadła.

Fanatyskop

Fanatyskop

Pierwszy pokaz Fantasmagorii odbył się w Paryżu w Pavillon de l’Echiquier. Jednak Étienne po wizycie w Bordeaux zdecydował się przenieść pokazy do opuszczonego klasztoru Kapucynów niedaleko placu Vendôme. Później, w 1807, do tego samego miejsca synowie Antonia Franconiego przeniosą jego pierwszy cyrk i zmienią nazwę na „Cirque Olympique”. Fantasmagoria okazała się być wielkim sukcesem, przyćmiła nawet występy na wpół szarlatana Franza Antona Mesmera (1734-1815), raczącego łaknącą niezwykłości publiczność swym czarodziejskim magnetyzmem w mistyczno-teatralnej oprawie.

Wybór porzuconego klasztoru na miejsce piekielnych iluminacji był doskonały, kaplicę w której odbywały się nocne pokazy Étienne wyścielił czarnymi tkaninami, mrok ledwie rozświetlała pojedyncza lampa nagrobna zwisająca z ginącego w ciemnościach sufitu. Delikatne szmery i szepty zbierających się uczestników seansu nie rozpraszały grobowej atmosfery. Do kaplicy prowadziły publiczność ciemne korytarze, w których poniewierały się dawne pyty nagrobne, ściany obwieszono dziwacznymi malowidłami, drzwi wejściowe pokrywały tajemnicze hieroglify. Był rok 1796, ledwie rok wcześniej zakończyła się wojna z Austrią, a wspomnienie niedawnego Wielkiego Terroru Jakobinów, ciągłej groźby śmierci na gilotynie z błahego powodu, było wszechobecne.

Straszliwe Fantasmagorie z roku 1797

Straszliwe Fantasmagorie z roku 1797

Po pewnym czasie Robertsona przestało satysfakcjonować proste wyświetlanie ruchomych obrazów na ekranie. Urozmaicił swoje pokazy przez dodanie dymów wydobywających się z kotłów, w których jawiły się straszydła. Pojawiły się też woskowe maski z umieszczonymi wewnątrz świecami, poruszane w dymie rękami jego pomocników, co w połączeniu z obrazem latarnianym dawało dużo lepszy efekt. Stworzył nawet proste animacje poprzez umieszczanie w fanatyskopie kilku obrazków z pojedynczymi elementami, a sztuczne nietoperze na sznurkach wzmacniały efekt. Widowiska stały się bardziej rozbudowane, rozgrywane podług starannie przygotowanych scenariuszy. Robertson przywoływał duchy Francoisa Villona, Wilhema Tella, Voltairea, Rousseau, Marata, pokazywał fabularyzowaną okropność upadku Robespierre’a. Za półprzezroczystym ekranem, oddzielającym machinerię optyczną od publiczności, stało kilka projektorów: jeden na kółkach, który można było zbliżać i oddalać regulując ostrość obrazu, kolejny, ręczny dla odmalowywania efektów ruchu, projektor tworzący tła na sufitach. Jako utalentowany artysta sam malował obrazy wszystkich elementów.

W 1802 zaproszono go do Rosji. Do swojej śmierci w 1837 zjeździł ze swymi pokazami niemal całą Europę. Był w Niemczech, Anglii, Włoszech, Hiszpanii. Zgodnie z deklaracjami pokazy miały mieć również wymiar edukacyjny – obnażały sztuczki kapłanów tak dawnych, jak i obecnych. Jeden z afiszy z 1802 roku reklamujący pokaz Robertsona mówił: „demaskuje praktyki zręcznych oszustów, udających egzorcystów i otwiera oczy tym, którzy wciąż skłaniają się ku absurdalnej wierze w duchy lub bezcielesnym zjawom”  2  Sam Robertson często podkreślał, że nie przywołuje „realnych” duchów, a jego spektakl jest pokazem sztuki optycznej. Jeden z widzów, Sir David Brewster tak opisał pokaz z 1802 roku w Edynburgu:

Mały teatr był rozświetlany jedynie przez pojedynczą wiszącą lampę, której płomień był osłonięty ciemnym kominem czy zasłoną, kiedy spektakl się zaczął. W tej „widzialnej ciemności” uniosła się kurtyna i wyświetlono jaskinię ze szkieletami i inne straszliwe postacie uwydatnione na ścianach. Po czym migocące światło pojawiło się pod tym całunem, a widzowie w całkowitej ciemności znaleźli się pośród grzmotów i błyskawic. Cienki przezroczysty ekran został, niezauważenie dla widzów, opuszczony po zgaszeniu światła, a ponad nim pojawiły się kolejne błyski piorunów i następujące potem zjawiska. Ekran będący w połowie odległości między widzami i jaskinią ukazaną na początku, niewidoczny, uniemożliwiał obserwatorom ocenienie rzeczywistej odległości od postaci i dawał im pełnię zwiewnych obrazów. Grzmoty i błyskawice śledzone były przez sylwetki duchów, szkieletów i znanych ludzi, których oczy i usta były wprawiane w ruch przez poruszenia połączonych prowadnic. Kiedy pierwsza z postaci została ukazana na chwilę, poczęła się coraz bardziej zmniejszać jak gdyby oddalała się w na dużą odległość, by w końcu zniknąć w małej chmurze światła. Zalążek kolejnej postaci począł wyłaniać się z tej samej chmury i stopniowo rósł większy i większy, zbliżał się do obserwatora dopóki nie rozwinął się w pełni. Tym sposobem głowa Dr Franklina przemieniła się w czaszkę; kształty rozstawały się ze świeżością życia wracając do postaci szkieletów, a szkielety przyoblekały się w ciało i krew. (…) Odziaływanie tej części pokazu wywołało oczywiście największe wrażenie. Widzowie byli nie tylko zaskoczenie ale też mocno poruszeni, a w opinii wielu z nich postaci można było wręcz dotknąć.3

Inni twórcy

W 1781 roku młody, 21-letni Thomas Beckford zatrudnił malarza Jamesa de Loutherbourga (1740-1812), by ten uczcił jego urodziny spektaklem, w który miał wlać „całą dzikość swej wyobraźni” i stworzyć „tajemnicze coś”. Na „Necromantic Region” Jamesa składały się efekty świetlne, dźwięki, zapachy. Ponoć efekt był porywający, panowie byli zadowoleni z osiągniętego efektu, a James de Loutherbourg w tym samym roku skonstruował miniaturowy teatr mechaniczny – Eidophusikon. W pierwszym pokazie na niewielkiej scenie – 2 x 3 metry przywołano zza światów piekielne zastępy Lucyfera za pomocą dźwigni, wymyślnych przekładni, podświetlanych kolorowych szkieł i zmieniających się teł namalowanych na ruchomych płótnach.

Około roku 1800 niemiecki magik Paul Philidor (Paul M. de Philipstahl) prezentował swoją wersję latarni magicznej na licznych pokazach i dla nazwania jej posłużył się nazwą Robertsona – Phantasmagoria. Czasem, niesłusznie, jego właśnie uważa się za pioniera nowoczesnego straszenia, chociaż rozwiązania techniczne niewiele nowego wnosiły w porównaniu z dziełami Robertsona. Z czasem terminem „Phantasmagoria” zaczęto nazywać różnorakie postrzeżenia duchów zmarłych. Carl Herrmann w 1840 wystawił własny pokaz świateł i cieni. Nazwał się „Pierwszym Profesorem Magii”. Był to złoty czas teatralnej magiczności, pokazów i zjaw. Carl w mniejszym stopniu krzystał z osiągnięć poprzedników, podczas swego tournee po Europie w 1847 roku zabawiał gawiedź jasnowidzeniem podczas lewitowania nad sceną w groteskowych przebraniach, czasem w towarzystwie straszydeł.

Nie chcemy rozumności

Przełom XVIII i XIX wieku to czas rosnącej ekspansji nierozumności z jednej strony, a z drugiej – chłodnej naukowości, spuścizny Oświecenia. Na gruncie, który przygotowało Oświecenie, niebywale rozwinęły się nauki szczegółowe, a w ich cieniu i na obrzeżach racjonalności rozpleniły się wirujące stoliki, duchy pukające w ściany i towarzystwa spirytystyczno – okultystyczne. Jest pewną złośliwością losu, że nasilający się pochód wróżbitów, wróżek, jasnowidzów i innych mediumicznych fiksantów, jeżeli nie swój początek, to na pewno animusz i pewność kroku bierze z Czasów Rozumu, które chciały usunąć przesąd z życia.

 

Maciej Polak


Źródła:

  1. Fulgence Marion „The Wonders of Optics” New York 1871
  2. Richard Daniel Altick „The Shows of London” London 1978
  3. Wendy Bellion „Citizen Spectator: Art, Illusion, and Visual Perception in Early National America” 2011

Przypisy:

  1. F. Marion, str.187
  2. Philip Ball „Invisible: The Dangerous Allure of the Unseen” Chicago 2015, str.39
  3. Sir David Brewster, „Natural Magic” The Family Library, XXXIII, London: Murray 1834 str. 80-82.
  • Jerzy Szufa

    świetny tekst!