Pewnego pochmurnego popołudnia roku 1212 wiernych wychodzących z kościoła w małej, angielskiej wsi zaskoczyła spadająca z nieba lina z kotwicą, która zahaczyła o jeden z nagrobków stojących na przykościelnym cmentarzyku.
Lina ginęła gdzieś wysoko w chmurach i nie można było dostrzec co znajduje się na jej drugim końcu, zaczęła się gwałtownie poruszać, jakby ktoś z góry szarpiąc ją usiłował wyswobodzić kotwicę z uwięzienia. Na nic się zdały te wysiłki a zdumionych mieszkańców wsi dobiegły gdzieś z góry nerwowe okrzyki żeglarzy niebieskich.
Po chwili jeden z nich spuścił się po linie na ziemię. Wieśniacy pochwycili go, lecz ten prawie od razu zmarł, “uduszony przez wilgoć naszego gęstego powietrza, jakby utonął w morzu” – jak zrelacjonował to niezwykłe wydażenie Gerwazy z Tilbury (ur. ok. 1150 — zm. ok. 1235) w dziele “Otia Imperiala”. Po godzinie jednak linę udało się odciąć a pozostali niebiescy żeglarze gdzieś odlecieli.
Być może odlecieli do Magonii – dzikiego królestwa w chmurach, opisanego przez biskupa Agobarda z Lyonu prawie 400 lat wcześniej. Być może wieśniacy dobrze zrobili chwytając jednego z Magonian, który jednakowoż nieszczęśliwie zmarł, gdyż ci dzicy mieszkańcy chmur wysyłali swe statki na ziemię, by ich załogi kradły ciała zmarłych i ziarna z pól podczas magicznie wywołanych przez nich gwałtownych burz.
W roku 820, do czego sam Agobard nie był do końca przekonany, trzech mężczyzn i kobieta wypadło z jednego z magoniańskich statków. Tłum zakuł ich w kajdany i był skłonny do brutalnej zemsty, lecz Agobard, do którego przywleczono nieszczęśników oswobodził ich nie mając rzetelnych dowodów na ich magoniańskie pochodzenie.
Opisy odległych i dziwaczne krainy, które ktoś kiedyś odwiedził raczej nie przenikały do powszechnej świadomości. Może to i dobrze, bo ich wyjątkowość mogłaby ulec zamazaniu, rozpłynęłaby się w powszedniości i nie godna by była dalszego opisywania, jak również podejęcia wysiłku ich odnalezienia.
Tak było w przypadku tajemniczej wyspy Brasil (Hy-Brasil), o której krążyły niesamowite opowieści. Miała to być otoczona gęstą mgłą kraina na której żyją wrózki i magicy. Od 1480 roku kikukrotnie wyprawiano się w jej poszukiwaniu na Atlantyk. (jej mapy istniały od 150 lat). Niestety nie udało się, choć dużo później, w 1674 angielski kapitan John Nisbet utrzymywał, że odwiedził ją przypadkowo wraz z załogą swego okrętu i spotkali na niej olbrzymie, czarne króliki oraz czarowników żyjących samotnie w zamkach, którzy to czarownicy poinformowali go, że wyspa jest trzymana w ukryciu za pomocą niezwykle silnego czaru, by nikt im nie przeszkadzał w tym samotnym na niej przebywaniu, ale coś im się ten czar właśnie popsuł. Ich postępowanie można uznać za w pełni uzasadnione; rok później Mathew Calhoon, o którym bliżej niewiele wiadomo, wystąpił do króla Karola I Stuarta o patent własności nad rzeczoną wyspą.
Podobnie w przypadku Ziemi Błogosławionych, wysp św. Brendana opisanych przez nieznanego autora w słynnym Navigatio Sancti Brendani Abbatis około X wieku. Ta bez wątpienia godna najwyższego poważania relacja z wyprawy świętego, podczas której między innymi odkrył on wyspę która okazała się wielorybem Jaskoniuszem, odpierał ataki gryfa, złego wieloryba i kota morskiego, złożył wizytę na wyspie cyklopów, zowocowała licznymi wyprawami przedsiębranymi wyłącznie w celu odwiedzenia tej wspaniałej krainy.
“Wyspa była ogromna i nawet podczas 40 dni podróży po niej nie można było dotrzeć do drugiego jej krańca. Nocy w ogóle na niej nie było, lecz cały czas świeciło słońce i trwała wieczna jesień. Ziemię pokrywały owoce i szlachetne kamienie. Kiedy mnisi dotarli do jakiejś rzeki, ukazał im się anioł, który zabronił im dalszej wędrówki i nakazał powrócić do domu. Jak świadczył wcześniej mnich Barintus, jeszcze 40 dni po opuszczeniu wyspy odzież podróżników przesycona zapachem wyspy pachniała w cudowny sposób.”
Oczywiście pojawiły się liczne, mniej lub bardziej szczegółowe mapy tych i innych cudownych lądów i krain, których autentyczność nie budziła żadnych zastrzeżeń. Fantastyczne wyobrażenia wyrastające na gruncie niewiedzy i chrześcijańskiej mitomanii rozlewały się barwnie w przeróżnych dziełach opisujących świat bliski i daleki. W większości przypadków istnienie roślin przyjmowano za rzecz oczywistą i niegodną uwagi, o ile nie służyły spożywaniu, a świat zwierząt był, rzecz jasna, domeną szatana. Opisy ich zwyczajów albo same były jakąś pokrętną alegorią moralną, albo obowiązkowo kończyły się morałem. Świat daleki natomiast, Alter Orbis pełen egzotyki, był nie wiadomo gdzie. Ale dawał o sobie znać czasem.
W połowie XII wieku (między rokiem 1150 a 1165) do cesarza bizantyjskiego Manuela I Komnena (oraz papieża) dotarł list napisany przez Księdza Jana, który był potomkiem jednego z Trzech Magów, sam był chrześcijańskim królem bogatego państwa rozciągającego się od Indii do ziem gdzie słońce wschodzi. W jego wspaniałym królestwie żyli rogaci ludzie z trzema parami oczu z tyłu głowy, byki o siedmiu rogach i olbrzymie ptaki mogące porywać kogo zechcą. Ptaki jednakowoż, jak i inne monstra oraz ludzie ukochali pana naszego, żyli w pokoju i obce im były wszelkie nieprawości. Znajdowała się tam nawet fontanna wiecznej młodości. Wspaniałe wieści! Papież Alexander III wysłał tam poselstwo w roku 1177, prawdopodobnie zabłądziło, gdyż odpowiedzi nie dostał.
Maciej Polak
Źródła:
- Zaświaty i krainy mityczne. Leksykon. Redakcja Małgorzata Sacha–Piekło Kraków 1999
- The Museum of Hoaxes
- Fordham University – Medieval Sourcebook: Agobard of Lyons : On Hail and Thunder