Wedle Françoisa Tiphaigne de la Roche (1722 – 1774), źródłem miłości jest oddziaływanie wydzielanej przez ludzi “substancji sympatycznej”. Ta “delikatna i niewidzialna para” jest szczególnie silna u ludzi młodych, dlatego są szczególnie podatni na porywy zmysłowości. XVIII-wieczny Paryż był stolicą świata, nawet w prostych ludziach rosła chełpliwość z przynależności do tego wybranego skrawka ziemi, świat to dodatek do miasta świateł. Każdy dzień był świętem, powszechna w paryżanach niechęć do pracy przejawiała się w kłębowisku ludzi przemierzających ulice o każdej porze. Substancji sympatycznej ówcześni paryżanie wydzielali wyjątkowo dużo, a w jej ukierunkowaniu pomagały ogrody, parki, buduary, teatry. Wśród cudzoziemców panował pogląd, że do Paryża nie powinno się wysyłać młodych ludzi przed ukończeniem 25 roku życia.
Carlo Goldoni, zakochany w Paryżu włoski komediopisarz, napisał w wydanych w 1787 roku pamiętnikach: “mówią na przykład, że korzystanie z uciech jest bardzo kosztowne. To niesłuszne. Mam mniej pieniędzy od innych, a korzystam, bawię się i jestem zadowolony. Są przyjemności odpowiednie dla każdego stanu posiadania.” Park Jardins des Tuileries, od czasów Ludwika XIII dostępny dla wszystkich, szybko stał się “ostoją miłości”, jak wyraził się o nim badacz dziejów miasta Henri Sauval (1623 – 1676). Prawie wszystko, o czym można by zamarzyć, dało się w parku zrealizować. Wytworni adoratorzy organizowali dla swych dam koncerty w “Echu” – małym pałacyku na końcu głównej alei, mniej dystyngowani zalotnicy zadowalali się krzakami. W XVII wieku ostoją wyuzdania i wszelkich swawoli (do 1664 roku, kiedy La Notre dokonał przebudowy parku) stała się “Lisia nora” – kwietnik nieopodal dawnych fortyfikacji i Labirynt Katarzyny Medycejskiej, który “długo był zaszczycany wyczynami Kochanków”. Szczególnie homoseksualiści i pederaści upodobali sobie zaszczyczycanie parku. “Za czasów Ludwika XV, zanim nadzór policji skłonił amatorów młodych chłopców do większej ostrożności, schodzili się oni wieczorem, po ósmej, do Tuileriów. Adres ten znany był i na prowincji: markiz de Bressey udał się tam zaraz po przybyciu z Normandii.” Niestety markiz miał pecha zaproponować obcowanie cielesne strażnikowi parkowemu i został aresztowany. XVIII wieczni amatorzy uciech cielesnych z młodymi chłopcami (w tym czasie w Anglii istniały już dziecięce burdele), “kawalerowie mankietu” jak ich nazywano, mieli i inne miejsca, gdzie mogli udać się na szybki podryw; rogatki Saint-Martin, targowisko Saint-Germain, Palais-Royal, Petit-Point, nabrzeża Sekwany – gdzie pośród krzewów i cisów nieustannie dochodziło do szybkiej konsumpcji przygodnych znajomości. Uwodzenie chłopców i dziewcząt “na mieście” może nam dziś wydawać się mało atrakcyjne. Małe sklepiki i stragany wyrastały wszędzie gdzie mogły. Ociekające krwią ochłapy mięsa niemal ocierały się o eleganckie stroje wystawione na sprzedaż w kramiku obok. Zwierzęca krew wypełniała rynsztoki, nikt nie kontrolował gdzie i w jaki sposób dokonywano uboju. Smród był wszechobecny, śmierdziały ulice, domy i ludzie.
Miejsca, w których uwodzono młodszych i starszych chłopców. były powszechnie znane. a proceder nikogo nie dziwił, uczęszczali tam ludzie wszystkich stanów, nie wyłączając księży i zakonników. Ci, dla których zabrakło miejsca w krzakach Tuileriów, szli do ogrodu klasztoru Feuillantów (dzisiejsza ulica Rivoli). Nie brakowało też przyjaznych gospód wokół parków, gdzie dodatkowo można było wspomóc się trunkiem, a widok par tej samej płci nie należał do rzadkości. Tu jednak tkwiło pewne ryzyko; do roku 1791 stosunki homoseksualne podlegały karze (Francja była pierwszym krajem europejskim znoszącym ich penalizację), jako że park Tuileries był własnością królewską, nie można było dokonywać w nim aresztowań, policyjni agenci polujący na sodomitów w parku musieli ich stamtąd wywabić, a gospody świetnie się do tego nadawały. Roztropniejsi “Bezwstydnicy” mieli swoje znaki, którymi dawali do zrozumienia, czego i w jaki sposób oczekują. Kiedy język znaków się upowszechnił (niestety jego szczegółowe opisy nie zachowały się do dziś), poznali go konfidenci i przestał być ochroną. Należało zachować ostrożność w rozmowach, niejednoznaczność w grze. “Ksiądz de Rochefort, który w roku 1704 wybrał się na łowy koło paryskiego Ratusza [Hotel de Vlle] (…) rozpoczyna rozmowę na błahe tematy (…) wspomina o swoich oczekiwaniach w sposób zawoalowany (“zabawmy się, “tak jak to na pewno robisz z przyjaciółmi”)”. Do zbliżeń dochodzi dopiero przy kolejnych spotkaniach. “Bezwstydnicy” uciekali się i do innych zadziwiających metod nagabywania, jak teatralne i widowiskowe oddawanie moczu w stanie erekcji, albo uporczywe powtarzanie dowolnego, neutrealnego gestu.
Nie przeszkadzało to zbytnio tym, którzy przychodzili do Tuileriów w poszukiwaniu kobiet. Z czasem ustaliły się konkretne rewiry (jak i pory dnia), w których można było spodziewać się konkretnych i różnorodnych przygód. Bywały nie tylko prostytutki, ludzie płci obojga szukający jednorazowych przygód, ale i panny na wydaniu pragnące towarzystwa kawalerów, rozczytane w zalewających stragany romansach. Było ich dużo i cieszyły się wzięciem. Jeden z poczytnych twórców romansów, Nicolas Edme Restif de La Bretonne (1734 – 1806) właściciel drukarni, szwędający się nocami po mieście lubieżnik , pisał w takim pośpiechu, że mówiono, iż składał swoje romanse od razu czcionkami bez wcześniejszego spisania ich na papierze. “Tworzył tak szybko iż od r. 1767, w którym na widownię literacką wystąpił, do 1791 r., dostarczył, jak sam zeznaje, 1,632 rozmaitych artykułów. Surowy dowcip obok trafności spostrzeżeń i zbyt jaskrawy koloryt w opowieściach nie na dość estetycznym tle osnutych zastępują u niego brak artyzmu i wykształcenia. (…) swoim Paysan percerli (4 tomy; Paryż, 1776), (…) z taką wiernością kreśli występki i moralne zepsucie swego wieku, iż dziwić się należy, co mogło spowodować rząd ówczesny, do przyznania mu w r. 1795, jako pisarzowi dzieł moralnych, publicznej nagrody.” De La Bretonne pokusił się nawet o klasyfikację kobiet oddających się rozpuście, wyróżnił pośród nich 12 kategorii: Utrzymanki – filles entretenues, Dziewczyny dla publiczności – filles publiques par etat, Półutrzymanki – filles demi-entretenues, Półcnotki – filles de moyen vertu, Kurtyzany – courtisanes, Damy światowe- femmes du monde, Panieneczki-demoiselles, Nierządnice – raccrocheuses, Ulicznice – palaestricae, Ladacznice – boucaneuses, Szlifibruki – coquines, Weteranki – barboteuses.
W XVIII wieku kobiety miały większą swobodę niż w nadchodzącym wieku XIX. Dawny porządek chwiał się w posadach, a zdobywające coraz większą siłę mieszczaństwo jeszcze nie narzuciło większości społeczeństwa swych rygorystycznych obyczajów. „Niema ani jednego skandalu, ani jednej katastrofy, ani jednego wypadku w stuleciu XVIII, w którymby [kobieta] nie brała udziału, wnosząc do nich niespodzianki romansu” (de Goncourt 1903). Te bywały dziwaczne; markiza Maria Genowefa de Mirabeau wydała jednemu ze swych kochanków – jakiemuś oficerowi, którego nazwisko jest nam nieznane – pisemne zaświadczenie, że osiągnęła z nim pełnię satysfakcji. Oficer nie był człowiekiem dyskretnym, a rzeczone zaświadczenie trafiło w ręce męża markizy. (Antonina Vallentin „Mirabeau” Warszawa 1965). Kobiety mają większy wpływ na życie społeczne „Nie królowie i ministrowie rządzą, lecz właśnie panie: de Prie, de Mailly, de Chaateauroux, de Pompadour, du Barry, de Polignac, de Stael. Roland i inne. Metresy królów, żony i krewne ministrów, w końcu awanturnice buduarowe wpływają stanowczo na przebieg wypadków historycznych.” Sytuacja ta wymusiła zmiany w stosunkach bardziej bezpośrednich, co nie znaczy że tradycyjny ich model całkiem zanikł, albo zszedł na dużo dalszy plan, niemniej sztuka uwodzenia i zalotów mocno się rozwinęła. Zdarza się w historii, że przeciwstawne sobie procesy istnieją obok siebie, bywało że przeznaczeni sobie przez rodziny do małżeństwa młodzi ludzie pierwszy raz widzieli się w dniu zaręczyn. Normy rządzące stosunkami seksualnymi były zróżnicowane – w zależności od grupy społecznej; mocno rygorystyczne bądź całkiem swobodne. Ciągle jeszcze obowiązywało prawo, wedle którego karą za cudzołóstwo było zamknięcie w klasztorze, jednak na ogół z niego nie korzystano, a odsetek ludzi nie podporządkowujących się normom w każdej warstwie był wysoki. Hrabia Jean du Barry zajmował się klasycznym stręczycielstwem, dostarczał panienki dla dobrego towarzystwa. Słynna hrabina du Barry była córką karczmarki, prowadzącej dom publiczny i nieznanego ojca, nazywała się Jeanne Becu. Hrabia sfałszował jej metrykę urodzenia i ożenił z bratem. Jak wiadomo, markiza de Pompadour miała podobne pochodzenie. Przy odrobinie szczęścia przez łóżko można było zajść daleko. Louis Marais – inspektor policyjny, który w latach 1757-1778 pracował w „obyczajówce” spisał wiele barwnych raportów.
13 lipca 1794. Pan markiz de Gersay, zamieszkały w małym hoteliku „Pod księciem Kondeuszem", wziął sobie właśnie dziewczynkę nazwiskiem Jeanne Testar, lat 13, urodzoną w Paryżu. Matka jej i ojciec żyją i są rzemieślnikami. Będzie już z rok, jak dziewczyna ta została zdeprawowana przez nie­jakiego Peyre’a, chłopaka z warsztatów ciesielskich w Gros–Caillou. Jest dość duża na swój wiek i zapowiada się na równie ładną jak jej dwie siostry, które są w świecie prawie od trzech lat.
Markiz nauczył dziewczynkę pisać i czytać, zapewnił lekcje śpiewu, i tańca. Często rodzice patrzyli życzliwie na takie „związki”, w tamtych czasach nie uważane za coś bardzo nagannego. Dla wielu dziewcząt ze stanu trzeciego był to niewątpliwy awans społeczny połączony z radykalną poprawą warunków życia. Raporty policyjne dobitnie świadczą o często bardzo wczesnej inicjacji seksualnej dziewcząt. Wspomniany Louis Marais podaje w swych notatkach służbowych i aktach wiele przykładów:
- Francoise Brar, córka chirurga w zamku królewskim w Vernet – pierwszym jej kochankiem był ksiądz Meusnier, kanonik katedry Le Mans, który przysposobił ją do praktyk libertyńskich, gdy miała lat piętnaście;
- Marie Viot, córka szewca z Paryża – w wieku cztematu lat dostała się w ręce urzędnika administracji miejskiej;
- Marie-Anne Chevillon, córka młynarza z Brie-Conte-Ro-bert – gdy miała lat trzynaście, skusił ją do kontaktów seksualnych pewien bogaty kupiec win z okolicy;
- Marie Boujard, córka mieszczanki paryskiej nie określonej bliżej profesji – w wieku czternastu lat została oddana przez matkę zawodowej stręczycielce, która sprzedała ją markizowi de Baudole, podobno wielkiemu amatorowi oddziewiczania;
- Susanne Delile, córka rzeźnika z Metzu – gdy miała lat szesnaście, oddana została przez ojca księciu de Montmorency;
- Marie-Catherine Guerinau, której ojciec nie żył od lat, a matka była zamężna z pewnym „człowiekiem interesów” -straciła dziewictwo w wieku piętnastu lat z metrem tańca, który miał uczyć ją elegancji i dobrych manier;
- Madeleine Oueru, córka siodlarza – mając jedenaście lat, uciekła i zamieszkała z pewnym oficerem gwardii szwajcarskiej;
- Niejaka Sabatiny, nieślubna córka pewnego oficera irlandzkiego w służbie francuskiej i markietanki zamężnej za sierżantem gwardii szwajcarskiej – w wieku trzynastu lat oddana została „do dyspozycji” pułkownikowi, dowódcy szwajcarskiego regimentu;
- Marie Crousol, córka dyrektora manufaktury tabacznej w Marsylii – po śmierci ojca, gdy miała piętnaście lat; znana stręczycielka paryska madame La Varenne wymogła na matce, by za 25 ludwików oddała ją w ręce hrabiego de la Tour d’Auvergne;
- Rosę Pemay, córka perukarza z Dijon – uwiedziona została w wieku czternastu lat przez pewnego adwokata z parlamentu Bourgogne;
- Elisabeth Normand, córka paryskiego murarza – mając lat trzynaście została oddana na edukację libertyńską pewnemu intendentowi w służbie pani de Pompadour, który za jej dziewictwo dał matce 12 ludwików
Stręczycielstwo bardzo się rozrosło, potrzeby były wielkie i zajmowali się tym rozmaici ludzie. Jedni zawodowo, inni przygodnie, albo zupełnie z przypadku. Chętnych nie brakowało.
7 listopada 1760. Panna Jeanne-Louise Ferriere, lat 18, urodzona w Paryżu, wysoka, dobrze zbudowana, blondynka o bardzo ładnej figurze, jest córką pewnego szewca z ulicy des Blancs-Manteaux. Przed rokiem została wciągnięta w rozpustę przez niejakiego pana de Courvoisis, oficera regimentu saskiego, a to za wiedzą swego ojca, pijaka, który otrzymał za nią pół ludwika, którą to cenę ów oficer zapłacił za prawo do jej pierwszych względów.
XVIII-wieczne burdele znacząco różniły się od nam znanych. Poza tym, że bywali tam ludzie różnych stanów niekoniecznie dla zaspokojenia żądz, przybytki te w wyglądzie i funkcjonowaniu niewiele różniły się od „dobrych domów”. Wielkie musiało być zdziwienie i zażenowanie prowincjuszki pani d’Oppy, którą policja zatrzymała 15 kwietnia 1768. Dowiedziała się przy przesłuchaniu, że wytworny dom z miłą, luźną atmosferą, w którym bywała regularnie od wielu miesięcy, gdzie oddawano się różnym igraszkom, nie był jak jej powiedziano przy zaproszeniu domem „pewnej hrabiny”, a burdelem madame Gourdan. Wspaniałym miejscem dla pofolgowania żądzom i namiętnościom były też teatry, niemała część aktorek łączyła sztukę aktorską ze sztuką miłosną. Skanadale podnosiły ich popularność, a scena była idealnym miejscem do prezentowania wdzięków. Nieznany z nazwiska dziennikarz pisał w 1772 roku:
Niedługo odbędzie się w operze proces bardzo specjalnego rodzaju. Niejaka panna La Guerre, chórzystka, została w czasie próby przychwycona in flagranti w jednej z lóż. W ogóle próby w operze są bardzo rozkoszne dla amatorów, gdyż wszystko jest tam wówczas w zamieszaniu, wejścia są otwarte i panuje urocza swoboda. Szczęśliwcem, którego zaskoczono z nią razem w miłosnej ekstazie, był prezydent de Meslay z Izby Obrachunkowej. Należy się zdecydować, jaki rodzaj kary należy się tej aktorce. Dyrektor generalny, pan Rebel, od dawna doświadczony w stosowaniu kodeksu lirycznego, ma uczestniczyć w rozprawie razem z dyrektorami poszczególnych działów.
31 grudnia 1715 roku dla uświetnienia pysznego wjazdu nieletniego Ludwika XV do Paryża oficjalnie zezwolono na regularne organizowanie balów w gmachu Opery. Gmach Opery stał się czymś w rodzaju klubu nocnego, otwartego od godziny jedenastej wieczorem do rana. Poza obowiązkowym spektaklem, który nawet był oglądany przez część gości, całą noc grały dwie orkiestry, był też obficie zaopatrzony bufet. Jako że wstęp na bał kosztował 6 liwrów, co było dość wygórowaną ceną, ludzi z najniższych sfer raczej nie widywano. Na balach flirtowano w rozluźnionej atmosferze, a zwieńczenie flirtu następowało najczęściej poza murami Opery, nierzadko chodzono tam z powodów wyłącznie snobistycznych. “Kiedy nie trzeba już kobiet o nic prosić, robi się nudno, ale idzie się tam po to, by nazajutrz powiedzieć:byłem wczoraj na balu, omal się nie udusiłem.” (Sebastien Mercier “Tableu de Paris” 1781). Każdy snobizm jednak ma swój skończony żywot, bale przetrwały aż do 1903 roku, choć w połowie XIX wieku dało się słyszeć że “dystyngowane damy stanowiły teraz znikomą mniejszość; niezawodny sposób rozpoznania ich pod maską polegał na położeniu im ręki na pośladkach. niezbyt przyzwyczajone do tego rodzaju hołdów damy oblewały się rumieńcem, podczas gdy kokoty nie odwracając się rzucały tylko – Przestaniesz wreszcie?” Maciej Polak
Źródła:
- Adam Adamowicz,S. Orgelbrand – “Encyklopedyja powszechna, Tom 22” Warszawa 1866
- Marek Karpiński „Najstarszy zawód świata. Historia prostytucji” Londyn 1997
- Rafał Niedziela w “Prace Historyczne 2013” numer 140 (4)
- Jean Claude Bologne “Historia Uwodzenia” Warszawa 2012
- Teodor Jeske-Choiński „Kobiety rewolucyi francuskiej” Warszawa 1906
- ilustracje – wellcomeimages.org