Nasze, polskie diabły i szatany, w naszych polskich przypowiastkach, są często bezbrzeżnie głupie. Są to istoty z bardzo poważnym niedostatkiem intelektu i bezspornie powinny były zostać objęte jakąś formą pomocy socjalnej. Tak się niestety nie stało w dawnych czasach i może dlatego trochę o nich przycichło – nie wytrzymały próby czasu. Sam szatan we własnej osobie też wymaga współczucia, bardziej niż napiętnowania.
Wizerunek Beelzebuba, z którym się niedawno zetknąłem (niestety gdzieś przepadł), każe sądzić że prześladowano go głównie z powodu wyglądu. Nie dajmy się jednak zwieść, jego pomocnicy wyglądają na o wiele bardziej niedorozwiniętych i dotkniętych większymi ułomnościami, a jak przypuszczam, swoje nadprzyrodzone moce spożytkowują raczej na pokonanie kłopotów związanych z przemieszczaniem się i codzienną egzystencją, niż na podstępne psikusy. Przy zasadniczym deficycie umysłowym, o czym świadczą chrześcijańskie legendy, nie starcza sił na opracowanie zaawansowanych technik kuszenia, zamiast tego trzeba borykać się z problemem przystosowania do środowiska głównie przyrodniczego, co jednak jest permanentnie pomijane w relacjach ze spotkań.
Pewną nadzieją jest postawa islandzkiego biskupa z XII wieku. Arason Guðmundur (1161 – 1237) zawarł pozasądową ugodę z siłami Złego na wyspie Drangey niedaleko wybrzeży Islandii.
To trudno dostepna wyspa o wysokich na ponad 160 metrów, stromych klifach, wyglądająca jak groźna forteca. Uważana była w średniowieczu za siedlisko złych mocy i troli. Zamieszkują ją głównie ptaki, po jaja których wyprawiali się mieszkańcy pobliskiej Islandii. Ludzie, którzy wspinali się po jej zdradliwych ścianach, często ginęli spadając, kiedy to ich liny przecinały tajemnicze moce.
Unikano wyspy, z niechęcią nawet o niej mówiono, co zaczynało być problemem, bo ptaki i ich jaja były ważnym i co dosyć istotne tanim źródłem pożywienia dla biedaków i żebraków z Holar. Martwiło to Arasona niezmiernie, dobry był to biskup i miał los ubogich na sercu. Zdecydował, wraz z grupą księży, że uda się na przeklętą wyspę z beczką wody święconej i odprawi egzorcyzmy na jej klifach. Tak uczynili. Gdy księżulkowie wisząc na linach chlapali wodą święconą na lewo i prawo nagle z pomiędzy skalistego klifu wyłoniła się ogromna, włochata ręka i zaczęła odcinać linę Arasona Guðmundura. Lina jednak też była poświęcona, dała odpór i nie uległa mocom piekielnym.
Moce piekielne dostrzegły fiasko swych poczynań i błagalnym tonem zakrzyknęły:
- Zaprzestań swych błogosławieństw biskupie Gudmundur, nawet Zło potrzebuje miejsca do życia!
Przemówiło to do sumienia dobrego biskupa, pozostawił część wyspy niepoświęconą i odtąd wszyscy żyli sobie zadowoleni, w zgodzie i harmoii, ciesząc się szczęściem przebywania na ziemi. I wszyscy byli wygrani.
Maciej Polak
J.A.S. Collin de Plancy. Dictionnaire Infernal. Paris : E. Plon, 1863.
Pingback: Beelzebub i sałata | Marginalia