Być może markiza de Travenart nie była pierwszą osobą, która wpadła na pomysł wykorzystania z dawna znanej latarni magicznej do celów lubieżnych. Realizacja owego pomysłu i jej skutki w marcu 1779 roku stały się przedmiotem wielu rozmów, w których nastroje zgorszenia, głosy pełne potępienia dla uwłaczającej człowieczeństwu rozpusty mieszały się z uznaniem dla pomysłowości markizy i przemyślności w dążeniu do potęgowania uciech zmysłowych. Słowem, wybuchł kolejny, tak lubiany w tamtych czasach, skandal.
“Markiza de Travenart, której płomienny temperament był dobrze znany na dworze nie tylko szlachcicom, lecz również pokojowcom, służącym, strażnikom i kucharzom, organizowała po kilka razy w tygodniu zabawy, podczas których moralność na wzór prawa była co nieco obchodzona.” Rozwiązłe zabawy i regularnie odbywające się orgie były nieodłączną częścią życia dworskiego. Jednak nawet najintensywniejsze podniety z czasem słabną i powszednieją, by dalej cieszyły konieczne bywają, choćby drobne, urozmaicenia. Coś, co mogłoby pobudzić nasyconą dostatkiem wyobraźnię. Pani de Travenart, której rozbuchany seksualizm kazał nieustanie szukać przygód, zleciła jednemu ze swych malarzy namalowanie na szkle wyuzdanych scen miłosnych tak wiernie, jak to tylko możliwe. Malarz, którego nazwiska nie znamy, wywiązał się z powierzonego mu zadania nader dobrze, zadowolona z efektu markiza postanowiła wypróbować działanie obrazków na swych służących. Po zasłonięciu okien i odpowiednim ustawieniu aparatu, przywołano trzech stajennych w charakterze grupy doświadczalnej i w ich obecności wyświetlono obrazki bacznie obserwując reakcje.
Stajenni poczuli, że “ich jestestwo skłania się ku rozkoszy” a że jedyną kobietą obecną na przedpremierowym pokazie była markiza, musiała ona poddać się “ich zainteresowaniu”, co niewątpliwie wielce markizę usatysfakcjonowało i kazało wierzyć w sukces planowanego w większym gronie przedstawienia.
Niebawem do niego doszło. Grupa około trzydziestu zaufanych dworzan i “mało płochliwych kobiet” wygodnie rozlokowała się w specjalnie przygotowanym na ekscytujący wieczór salonie. Zgaszono świece i książę de Lazun, obsługujący urządzenie, rozpoczął projekcję. Kolejność wyświetlanych scen została starannie obmyślana; tak, by “rozbudzić żądze oraz pobudzić naturę do działania”. W istocie pierwsze obrazy wywołały głośno wyrażane zadowolenie, a ich urzekające walory ujęły obecnych. Jednak śmiechy i dowcipne komentarze z wolna ustępowały miejsca odgłosom “ocierających się o siebie części garderoby”, w miarę jak obrazy stawały się coraz bardziej frywolne i wyuzdane. Odczucia zgromadzonych były w pełni zgodne z oczekiwaniami markizy de Travenart. Wkrótce pary “zaczęły próbować odtworzyć na miękkich dywanach sceny i pozycje wyświetlane przez księcia na ścianie. Jednakże nie wszystkim się udawało, artysta bowiem, mający wybujałą fantazję, wymyślił trudne do wykonania figury…” (Pan de Fromentier, “Memories”). Zabawa trwała w najlepsze przez jakiś czas, pomimo tego, że książę de Lazun musiał trzy razy odejść od projektora by “się podelektować wdziękiem pewnej damy”. Kiedy jednak zapał osłabł, a u znacznej części gości “intymna sprężyna wydawała się rozregulowana z wysiłku” książę zdecydował się zakończyć seans i wyświetlił ostatni obraz umyślnie pozostawiony na ten moment.
Oczom zdumionej publiczności ukazała się naga kobieta w nieobyczajnej, obscenicznej pozie, której twarz miała rysy królowej – Marii Antoniny. Rozpętało się piekło i ci, którzy mieli jeszcze na sobie jakieś ubrania, pozbyli się ich, rzucając się na swych najbliższych sąsiadów w niepowstrzymanym szale żądzy.
Jest rzeczą jasną, że mało kto miał ochotę dotrzymać tajemnicy wieczoru i jego szczegóły były powszechnie znane dnia następnego. Królowa była niezmiernie wzburzona, a atakujący ją do tej pory lud i arystokraci wzięli jej stronę wobec tak daleko posuniętego braku szacunku i profanacji.
Maciej Polak
Źródła:
- Guy Breton „Wiek swawoli” Warszawa 1996