Jacques de Vitry (1160 – 1240), znany kronikarz, organizator V wyprawy krzyżowej, zwrócił uwagę, że miejsca gdzie studiowano i gdzie oddawano się najgorszej rozpuście podejrzanie często ze sobą sąsiadują, a kolegia paryskie stały się “jaskiniami zbójców” (spelunca latronum)
Średniowieczny uniwersytet był miejscem bardzo niebezpiecznym. Częściowo wyjęty spod prawa powszechnego miał prawa własne, jak i własne władze. Student to naturalny wróg publiczny reszty miasta i siebie samego. Niecne zabawy, awantury, hulanki, bijatyki i pijaństwo były na porządku dziennym pośród żakostwa całej europy w skali dziś nie spotykanej. Bywało, że jak w Bolonii istniały równolegle dwa uniwersytety (universitas citramontanorum – z tej strony gór oraz universitas ultramontanorum – spoza gór) dla swoich i obcych, chyba po to żeby (literalnie rzecz biorąc) wzajemnie się nie pozabijali ze względu na pochodzenie.
“W 1407r,. gdy prefekt Paryża Guillaume de Tignoville skazał na stryczek dwóch scholarów i doprowadził do wykonania wyroku, w obliczu tutmultów studenckich i strajku uniwersyteckiego zmuszony został do upokorzenia się, a ciała studentów ceremonialnie przeniesiono na cmentarz. (…) W 1451-1453 r. żakowski figiel porwania sprzed jednej z paryskich rezydencji ogromnego kamienia zwanego Pet-au-Diable staje się powodem całej serii gwałtownych utarczek, brutalnej interwencji pachołków miejskich, aresztowania kilku dziesiątków studentów… Gdy procesja uniwersytecka licząca kilkuset mistrzów i studentów przechodziła przez miasto powracając od prefekta Paryża, na grupki studentów rzucili się mieszczanie; padały korzyki: “zabić ich, zabić, za dużo ich jest!”. Na wieść o demonstracji uniwersyteckiej tak pachołkowie, jak i cłonkowie pomocniczych oddziałów straży miejskiej chwytają za broń, maltretują studentów i mistrzów, grożą rektorowi”
François de Montcorbier znany bardziej jako Villon miał na swoim koncie morderstwo, w 1455 roku zabił w krwawej awanturze księdza Phillippe Sermoise, niezliczone kradzieże, bójki i wielokrotnie pobyty w najróżniejszych więzieniach za różne przestępstwa. Nie był to bynajmniej odosobniony przypadek.
Brak dyscypliny, przestępczość i upadek moralny były zapewne głównymi motywami Filipa II Augusta (1165 – 1223) dla nadania statutów uniwersytetowi paryskiemu, w przypadku innych uniwersytetów było podobnie. Jeden z pierwszych kroków zmieniających coś w rodzaju cechu rzemieślniczego, tytuł “profesor” wszedł do powszechnego użytku dopiero w XIV w; wcześniej uczyli “mistrzowie”, w nobliwe centra nauki miał podłoże czysto awanturnicze.
Na ziemiach polskich było podobnie. Wiadomo, że od połowy XVI wieku (można zasadnie twierdzić że u nas średniowiecze trwało dłużej, a nawet, że trwa do dziś) studenci bardzo ochoczo używali broni. Również palnej. Zorganizowane grupy napadały na kogo popadło. W latach 1574 – 1631 popularne było napadanie na innowierców, później, do roku 1634 regularne walki z jezuitami.
W 1637 roku w odwecie za śmierć dwóch swoich kolegów, którzy zginęli w napadzie przez siebie zorganizowanym, młodzież studencka utopiła w Wiśle, stawach i kloakach około 30 żydów. Jeszcze w XVIII wieku zdarzały się głośne burdy studenckie. W 1721 roku został ścięty Stanisław Mołecki – chłopiec sklepowy, który uczestniczył w napadzie na profesorów uniwersyteckich. Młodzież studencka siekała ich szablami, a Stasiowi przypadł w udziale cep.
“W 1689 roku, gdy żacy poturbowali na rynku zamkowego sierżanta, jego podkomendni, pochwyciwszy stojącego w pobliżu scholara powlekli go na Wawel. W powstałym zamieszaniu studenci rzucili się do rabowania sklepu. Piechota powróciła i zaczęła strzelać. Raniono śmiertelnie przygodnego człowieka (Ktoś wołał: “nie strzelaj, bo ja nie student”)”.
Napady rabunkowe na sklepy, poza zwyczajowymi, krwawymi zajściami ze strażą miejską, też oczywiście niosły za sobą ofiary śmiertelne po obu stronach, jak w przypadku pobitego na śmierć Wojciecha Szczepańskiego, który podczas trzydniowych zamieszek studenckich w 1719 roku zabił w obronie swego dobytku sklepowego jednego studenta, a drugiego ciężko ranił.
Od drobnej zniewagi – jakiś student wyzwał żołnierza od “śledzi” zaczęła się całkiem niezła awantura w 1753 roku, kiedy to młodzież szkolna przystąpiła do regularnej bitwy z magistratem. Magistrat przegrał potyczkę, studenci podprowadzili skądś armatę i ostrzelali ratusz. Dopiero pułk artylerii konnej przysłany do Krakowa zaczął być jako takim gwarantem względnego spokoju.
W średniowieczu panował chaos edukacyjny, przyjęcie do grona żaków nie było uzależnione od wcześniejszego ukończenia szkół niższego stopnia. Umiejętność czytania i pisania też nie miała większego znaczenia, po prostu należało się zapisać do tego cechu rzemieślniczego jakim było studium generale, zapłacić czesne i złożyć przysięgę, że student “nie będzie się mścił za zło, jakie mogłoby go spotkać”. Po tym student obierał sobie mistrza u którego terminował i dołączał do zbiorowiska nieokrzesańców.
Nauka trwała kilka lat, jednak większość młodzieży kończyła ją, żywa albo i nie, po mniej więcej dwóch latach nie uzyskując stopnia bakałarza, co i tak, tym którzy wyszli z tego cało, bardzo pomagało w dalszym życiu. Liczba studentów, którzy ukończyli studia i uzyskali tytuł magistra sztuk była znikoma.
Maciej Polak
Źródła:
- Bronisław Geremek “Ludzie marginesu w średniowiecznym Paryżu”
- Jan Kracik, Michał Rożek “Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie”
- Mirosław Krajewski ”Tradycje akademickie – ujęcie encyklopedyczne”
- Edward Grant “Średniowieczne podstawy nauki nowożytnej”